Petycję w sprawie m.in. problemów producentów trzody chlewnej chcieli przekazać wojewodzie. Wicewojewodzie jej nie oddali.
Punktualnie o godz. 10 kilkuosobowa delegacja rolników weszła do sekretariatu wojewody Rafała Bruskiego. Pozostali pikietujący czekali przed urzędem.
Delegacja miała przekazać petycję wojewodzie, ale okazało się, że może ich przyjąć wicewojewoda Dariusz Kurzawa. - Niech się pan nie gniewa, ale my przyjechaliśmy do wojewody - usłyszał Kurzawa. Gospodarze postanowili poczekać. Kiedy niektórych członków delegacji poproszono o opuszczenie sekretariatu, doszło do ostrej wymiany zdań pomiędzy rolnikami a pracownikiem urzędu odpowiedzialnym za bezpieczeństwo. - Jesteśmy zdesperowani - tak rolnicy tłumaczyli swoje zdenerwowanie. - Daliśmy rządowi Tuska aż sto dni, a znowu każe nam się czekać!
Dla kogo ten urząd?
Nieco później do członków delegacji dotarła wiadomość, że ci rolnicy, którzy stali przed budynkiem próbowali wejść do urzędu, ale ich nie wpuszczono. - Oni chcieli się ogrzać! Czy urząd jest tylko dla wojewody, czy też dla petentów? - Antoni Kuś, przewodniczący NSZZ RI "Solidarność" Region Bydgoszcz zapytał Bruskiego, który spotkał się z protestującymi na korytarzu. I to też mu rolnicy wypomnieli. Nie pomogły tłumaczenia wojewody, że miał ważne spotkanie, a sprawami rolnictwa zajmuje się jego zastępca.
- To nie jest w porządku, bo dwa tygodnie temu wysłaliśmy list do pana w sprawie spotkania - stwierdził Kuś.
- We wtorek spotkaliśmy się z przedstawicielami rolniczych związków - wtrącił wicewojewoda Kurzawa. - Ustaliliśmy wspólne stanowisko, które trafi do ministra rolnictwa. Dlaczego was nie było na tym spotkaniu?
- Nie dostaliśmy zaproszenia - odparł Antoni Kuś. Wojewoda chyba w to nie uwierzył.
- Mam przynieść kopię?zapytał.
Korytarzowe rozmowy
Awantura wisiała w powietrzu, bo rolnicy uznali, że korytarz to nie jest odpowiednie miejsce do wręczania petycji. Aby ostudzić emocje wojewoda postanowił jednak wyjść przed urząd i tam porozmawiać z manifestującymi. Towarzyszył mu wicewojewoda i kilku innych urzędników.
Regina Ostrowska, właścicielka gospodarstwa w Gogolinie (gm. Koronowo) odczytała petycję, w której rolnicy domagają się m.in. "przywrócenia opłacalności chowu trzody chlewnej z ceną minimalną 4,50 zł za kilogram żywca, stworzenia instrumentów do oceny poubojowej mięsności zwierząt, większych preferencji dla producentów i grup producenckich, zwiększenia kontroli weterynaryjnej przy imporcie mięsa, pieniędzy na zwalczanie choroby Aujeszky' ego". W petycji znalazły się też postulaty dotyczące np. rolniczej emerytury (ma być wyższa o co najmniej 300 zł), zaniechania politycznej ingerencji w sprawy Krajowej Spółki Cukrowej, a nawet interwencji na rynku mleczarskim (bo ceny w skupie spadły).
Razem do stołu
Wojewoda wysłuchał rolników i powiedział:Apeluję żebyście chcieli razem siadać do stołu, abyście ze sobą rozmawiali. Niech to środowisko będzie bardziej zintegrowane.
Zwrócił gospodarzom uwagę, że rząd nie może zmusić zakładów przetwórczych do kupowania polskiego, a nie na przykład duńskiego czy niemieckiego mięsa. - Jeśli wiecie o jakiś nieprawidłowościach związanych choćby z importem mięsa, to dajcie konkretne przykłady - dodał. - Co rząd może w tej sprawie zrobić?
- Jakbym wiedział co, to byłbym premierem - zażartował Kuś. - Rząd jest od tego, żeby trudne sprawy rozwiązywać.
Także wczoraj rolnicy protestowali w Warszawie. Petycje o podobnej treści skierowali do premiera i ministra rolnictwa.