https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Nasze pokolenie poległo w nadmiarze

Rozmawiał Roman Laudański
Rozmowa z profesorem WŁADYSŁAWEM BARTOSZEWSKIM, przewodniczącym Rady Ochrony Pamięci Pomników Walk i Męczeństwa, byłym ministrem spraw zagranicznych

     - Naszym patriotyzm słabnie?
     - Nie odnoszę takiego wrażenia. Należę do najstarszej generacji polskich polityków, do generacji Ojca Świętego. Jestem od niego młodszy o kilkanaście miesięcy, on robił maturę w 1938, ja w 1939, czytaliśmy te same podręczniki, byliśmy podobnie wychowywani i mam prawo poczuwać się do wspólnoty generacyjnej. Co z niej wynika? Otóż przed wojną dzień 3 Maja i 11 Listopada był oficjalnie obchodzony przez państwo, wojsko czy szkoły, ale na pewno nie był to dzień szczególny dla nas, młodych Polaków. Pokolenie naszych rodziców patrzyło z niepokojem, że młodzi nie traktują symboli z należytym szacunkiem. Symboli, które przed 1918 rokiem były zakazane! A jednak pokolenie Wojtyły i jego rówieśników w czasie II wojny światowej wykazało niezmierny patriotyzm, heroizm, przywiązanie do tradycji i języka. Ileż tysięcy ludzi cierpiało lub ginęło z tego powodu, że nie chciało podpisać deklaracji odstąpienia od swojego języka i państwa. Jeden podpis mógł uratować komuś życie. A po 1945 roku 3 Maja był zlikwidowany, nie był obchodzony.
     - I mieliśmy PRL, który wymagał ślepego posłuszeństwa partii...
     -... i obchodzenia 22 Lipca jako dnia wyzwolenia, czyli wcielenia do imperium sowieckiego. Oczywiście ta rocznica nie mogła wyzwalać głębokich uczuć, bo nie było tradycji. Ją chciano siłą stworzyć zakazując obchodzenia 3 Maja i 11 Listopada. W latach 1945- 46 ludzie z pokolenia papieża mieli dwadzieścia kilka lat. Dla nas tradycja nie uległa zmianie. Gdyby zapytać Karola Wojtyłę, jakie znaczenie miał dla niego 3 Maja czy 11 Listopada, to z całą pewnością odpowiedziałby, że było ono związane z polską tradycją. Dlatego ksiądz prymas Glemp wyznaczył 2 maja na poświęcenie kamienia węgielnego pod świątynię Opatrzności w Warszawie. To realizacja decyzji Sejmu Wielkiego z 1788-91 roku. Prymas jest świadom ogromnego znaczenia tradycji historycznej i uważa, że trzeba dziękować za całokształt naszych dziejów. To się nie przekłada na sposób myślenia przeciętnego młodego człowieka. Synowie nie myślą już w kategoriach, w jakich myśleli dziadkowie, to jest być może zrozumiałe. Dlatego trzeba dalej podkreślać znaczenie tych symboli, bo w procesie wychowania nie można przejmować się przejściowymi trudnościami. Przykładem Kościół katolicki, który od 2000 lat trudzi się procesem wychowawczym. On go nie zakończył. Przez kolejne pokolenia wychowuje ludzi i widzę w tym krzepiący symbol. Podkreślam to, bo jestem człowiekiem wierzącym. A i ci, którzy nie przyznają się do wiary, nie uważają, iż 10 przykazań nie miało sensu. To niestrudzona praca wychowawcza Kościoła, a dlaczego ma zostać z niego zwolnione państwo, człowieczeństwo, szkoły, media?
     - Nie obchodzimy dziś 22 Lipca, ale wielu ludzi starszego pokolenia odczuwa straszną nostalgię za dekadą Gierka. Wtedy dostawali mieszkania, talony na pierwszy samochód, dziś tęsknią za państwem opiekuńczym.
     - To bardzo wybiórcza pamięć. Jeszcze żyją setki tysięcy kobiet polskich, które w kolejkach spędzały dziesiątki godzin w tygodniu, by ojcu, mężowi przynieść kawałek mięsa do domu i dać mu jeść do syta. Nie mówię o luksusach: podróżowania za granicę, prawach do swobodnego wyznawania religii, wyrażania swoich myśli. Ci, którzy tak myślą, prawdopodobnie nie wiedzą, że wtedy, gdyby wyszli na ulice, to byliby bici pałkami, polewani wodą i aresztowani. A jakie byłyby tego skutki dla ich dzieci? Kłopoty z dostaniem się do szkoły, na studia. O tym się zapomniało. Pamięta się mieszkania, to prawda, ale jakim kosztem? Jak ta Polska była budowana? Jeszcze dwa lub trzy pokolenia będą spłacać długi zaciągnięte w latach 1970-80. Jeszcze dwa lub trzy pokolenia będą cierpieć w tych "mrówkowcach", a później te domy będą się walić! To jest myślenie cząstkowe, niepełne, niemalże dziecinne. Przy dwudziestu kilku procentach bezrobocia w wielu województwach, a 18 procentach w skali kraju trzeba zapytać: czy ta sytuacja wzięła się znikąd?
     - Skąd ten resentyment?
     - Ludzkość nie ma tradycji, jak się wychodzi z komunizmu. Te tradycję przeżywamy na własnych plecach, na własnej skórze. A jak to przezywano na terenie byłej Jugosławii, to ciarki przechodzą. Zło stworzone przez ten system je tak wielkie, że nie ma jednej recepty, jak z tego wyjść.
     - A może to wynika z tego,że III Rzeczpospolitą zawłaszczyli politycy na wszystkich szczeblach, ona nie jest nasza, jest "ich". Po 1989 roku miały nas napędzać samorządy i one też zostały zawłaszczone przez patie i partyjki. Może dlatego nie garniemy się do wyborów, frekwencja jest bardzo niska, i - jak mówią socjologowie - przez te kilkanaście lat zdążyliśmy się znudzić kartkami do głosowania?
     - Ocena jest słuszna, ale czy to nie jest następstwem myślenia przez kilkadziesiąt lat "państwowe to nie moje"? Ale teraz państwowe powinno być moje, czyli społeczne. Wstrząśnięty Żeromski w "Przedwiośniu" odnotowywał wizję szklanych domów, wymarzonego państwa odbiegającego od ideału. To przecież się powtarza! Z bólem widzimy, jak Polacy rządzą się we własnym państwie. "A co państwowe, to nie moje" funkcjonuje u ludzi z różnych partii. I czy my rozumiemy, że do wyborów mogłoby pójść 85 procent wyborców. A dlaczego połowa w ogóle nie idzie głosować? A dlaczego ludzie nie chcą kandydować w wyborach samorządowych, nie chcą pracować społecznie? I to ludzie uczciwi nie chcą, a kandydują ci, którzy uważają, że im się to "opłaci". Dopóki nie zrozumiemy, że samorząd zbudował siłę Szwajcarii, Wielkiej Brytanii, landów niemieckich, Austrii, dopóty będziemy kuleć nie na jedną, a na dwie nogi.
     - A co mogłoby spowodować zmianę naszego myślenia? Kolejne rządy tracą błyskawicznie poparcie, posłowie najbardziej zadowoleni są z siebie, w przeciwieństwie do społeczeństwa.
     - Przez jedną kadencję byłem senatorem RP. Nie mam sobie niczego do zarzucenia, ale zajmowałem się wyłącznie polityka zagraniczną, w której Polska osiągnęła znaczące efekty. Jesteśmy w świecie dobrze postrzegani, ale jednocześnie uczestnicząc w pracach senatu patrzyłem z rozpaczą na wiele prywaty, także regionalnej, braku zrozumienia dobra ogółu. To się zmieni, poprawi, jestem bezwarunkowym optymistą historycznym, warunkowym sytuacyjnym. To znaczy, że to się nie zmieni zaraz ani w ciągu czterech lat. Utrata oparcia przez rządy nie jest tylko polskim fenomenem. Francuzi poparli populistę, za którym - jak w bajce - maszerują szczury.
     - Państwo powinno opierać się na filarach: konstytucji, sądownictwie, administracji...
     - Sądownictwo polskie, co stwierdzili inni przede mną, jest w poważnym kryzysie. Struktury partyjne i państwowe również, a najbardziej obronną ręką, jak do tej pory, wychodzi urząd prezydenta i polityka zagraniczna, co poniekąd jest ze sobą powiązane. Głowa państwa spełnia swoją role w sposób godny i leżący w interesach państwa. Tak uważam, pomimo tego, iż jestem z innej opcji światopoglądowej. Uspokaja mnie to.
     - To państwo jest nam jeszcze do czegoś potrzebne?
     - Jest nam niezmiernie potrzebne. Ono jest naszą reprezentacją w świecie, w którym żyjemy. Żebyśmy mieli perspektywę edukacji, wychowania naszych dzieci i wnuków.
     - Profesor Kieres, na łamach "Więzi" powiedział: "państwo jest dobrem, za które oddałbym życie". Ilu z nas mogłoby to za nim powtórzyć?
     - Wyjątkowo cenię i szanuję profesora Kieresa. On jest prawnikiem, ja historykiem, to się dopełnia. On, historyk patrzący na ustrój, prawo, a ja, historyk patrzący na losy państwa, mamy bardzo wiele wspólnego. Uważam, że każdy Brytyjczyk i Francuz uważa, że państwo jest dobrem, za które warto ginąć. Przypomnijmy sobie wojnę o Falklandy, w której zginęło ponad 200 Brytyjczyków. Tylu poświęciło swoje życie za małe wyspy przy Ameryce Południowej. I nikt w Anglii tego nie żałuje. Państwo, które jest formą organizacji narodu jest wartością, za którą nie tylko trzeba być gotowym oddać życie, ale gdy trzeba - faktycznie oddać życie. Nasze pokolenie poległo w nadmiarze. Za co? Za państwo. Nie za siebie, tylko za państwo! Za naród, jego przeszłość i przyszłość. Przecież po pakcie Ribbentrop-Mołotow Polska miała już nigdy nie istnieć! To stale trzeba przypominać. Jeżeli państwo polskie istnieje, to dzięki tym, którzy swoją ofiarą zmusili wielkich tego świata że, jednak jakaś Polska musi istnieć.

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska