Zespół Raz Dwa Trzy powstał w 1990 roku w Zielonej Górze. Po siedemnastu latach działalności artystycznej grupa ma na swoim koncie osiem albumów, z których "Czy te oczy mogą kłamać?" z piosenkami Agnieszki Osieckiej i "Trudno nie wierzyć w nic", sprzedały się w nakładzie 100 tys. egzemplarzy. Niedawno ukazała się ich kolejna płyta "Raz Dwa Trzy Młynarski" z piosenkami Wojciecha Młynarskiego. Jest to najlepiej sprzedający się obecnie album w Polsce.
- O piosenkach Wojciecha Młynarskiego pisano, że są to śpiewane felietony o Polsce. Zanim w twoich utworach zaczęły "latać anioły", również do głosu dochodziło takie felietonowe spojrzenie. Podobał mi się wers: "Napiłbym się wódki, ale mam w dupie, że kelner coś przeżył". Ty też byłeś kelnerem.
- Byłem. Ale to nie jest odwet w stosunku do ludzi, którzy wykonują ten zawód. Rzeczywiście, w poprzednim ustroju kelnerzy nie byli zbyt dobrze postrzegani, jak każdy, kto pracował wtedy w handlu czy usługach.
- Kelnerzy w tamtych czasach zachowywali się tak, jak to opisał w jednej z piosenek Wojciech Młynarski: "Gdybym ja mógł robić to, na co naprawdę zasługuję". Ty też byłeś trochę kelnerem z przypadku, jakby po drodze?
- Chciałem bardzo szybko się usamodzielnić. I to dawał mi ten zawód. Wtedy kelnera postrzegało się jako kogoś, kto nie ma życiowych perspektyw. Dziś jest inaczej - to po prostu ktoś, kto pracuje. Myślę, że byłem nie najgorszym kelnerem i konsumenci potrafili mi się odwdzięczyć. To nie jest łatwy kawałek chleba, ale w tym zawodzie też można być kreatywnym.
- Kilka lat temu zapytałem cię, dlaczego Raz Dwa Trzy nie może dorobić się złotej płyty. Pamiętasz, co odpowiedziałeś?
- Nie.
- To była odpowiedź w stylu kolarza Wyścigu Pokoju: "Mamy za słabe rowery". Dowcip przestał być dowcipem, kiedy nagraliście płytę z piosenkami Agnieszki Osieckiej. To był ten "rower". Nie obawiałeś się, że zostaniecie oskarżeni o wtórność, podłączanie się pod ustaloną już markę?
- Tak to zostało przez niektórych określone, ale tylko dlatego, że nie chciało im się wgłębić w nasze intencje, które są zresztą słyszalne na tej płycie. My tak naprawdę wykonaliśmy usługę na prośbę Zosi Sylwin z Polskiego Radia, która zaproponowała nam koncert. Przez pięć lat od śmierci Agnieszki w dorocznych koncertach uczestniczyły osoby blisko związane z artystką. Radiowa "Trójka" chciała trochę odświeżyć uroczystość. Zadzwonili do nas jako do osób nie związanych z nurtem. Nie byłem szczęśliwy z tego powodu, zresztą na początku odmówiłem. Ale ponieważ byliśmy akurat po nagraniu płyty i nie mieliśmy wielu koncertów, zdecydowaliśmy się na to jako na jednorazowe przedsięwzięcie.
- I zaczęło się
- Koncert cieszył się dużym zainteresowaniem. Kilka utworów zaczęło często gościć na antenie "Trójki", powstał program telewizyjny z tym koncertem i rozpędziło się to w sposób dla mnie niezrozumiały. Musiałem to zaakceptować, przecież nie mogłem powiedzieć, że nie robiłem czegoś, co zrobiłem.
- Dzięki temu do stałych fanów dołączyli nowi, i to w ogromnej liczbie. Mogliście dalej robić swoje.
- My cały czas robiliśmy swoje. Graliśmy 120, 130 koncertów rocznie, nasze płyty sprzedawały się zawsze w podobnych nakładach: 40, 50 tysięcy egzemplarzy. W czasach, kiedy gwiazdy sprzedawały po milionie płyt i kaset, my nie imponowaliśmy liczbą sprzedanych krążków. Czasy się zmieniły - dzisiaj gwiazdy sprzedają 15 tysięcy, a my nadal 50. Może więc taki zespół ze swoją wierną publicznością ma rację bytu? Poza tym chyba liczby nie są tu najważniejsze. Ważne jest, jak ludzie oceniają naszą twórczość, jaki jest jej przekaz i jak go odbiera publiczność.
- Teraz sięgnęliście po ten sam patent - tym razem są to interpretacje piosenek Wojciecha Młynarskiego.
- Wiem, tak to wygląda z zewnątrz. Ale ważne są szczegóły. Po pierwsze, pan Wojciech zaproponował nam śpiewanie i zaaranżowanie swoich piosenek w inny, nasz sposób. Po drugie, do koncertu z piosenkami Wojciech Młynarskiego trochę nas zmusiła dyrekcja Przeglądu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu. Rozmowa z Wojciechem Młynarskim na ten temat odbyła się już kilka lat temu i wtedy jakoś nie pałaliśmy do tego wielkim zapałem. Ze względu na to całe zamieszanie, które nastąpiło w związku z naszą płytą z utworami Agnieszki Osieckiej. W końcu jednak po raz drugi wykonaliśmy pracę zleconą, jak ja to rozumiem, ale najuczciwiej, najbardziej twórczo, jak tylko potrafiliśmy.
- Pracując nad tymi nagraniami zrobiliście wszystko, żeby nie było łatwo i przyjemnie. Efekt jest zaskakujący.
- Czasami na forach internetowych podczytuję wypowiedzi ludzi, którzy byli na koncertach - bo to mnie najbardziej interesuje - i określają tę płytę, że to nie jest muzyka dla tych, którzy lubią umpa, umpa. Jest to trudniejsza materia niż ta umieszczona na krążku z utworami Agnieszki Osieckiej. Celowo zagęściliśmy materiał, podwyższając sobie poprzeczkę artystyczną, chcąc umieścić Wojciecha Młynarskiego pod innym szkłem powiększającym.
- Wojciech Młynarski napisał grubo ponad tysiąc piosenek. A jednak wśród raptem jedenastu utworów na waszej płycie znalazły się aż cztery jego trawestacje obcych autorów, m. in. Brela i Wysockiego. Dlaczego?
- Sięgaliśmy po wykonania, w których uczestniczył pan Wojciech. Śpiewał z bardzo dobrym efektem tłumaczoną przez siebie piosenkę Wysockiego "Moskwa - Odessa", słynie z tłumaczeń piosenek francuskich. Te tłumaczenia są bardzo ważną częścią jego twórczości, dlatego od tego nie można było uciec. Nie mogliśmy też pominąć największego przeboju Wojciecha Młynarskiego "Jesteśmy na wczasach".
- Pochodzisz z Poznania, dojrzewałeś artystycznie w Zielonej Górze, często współpracujesz z krakowskimi twórcami. Jednak na miejsce zamieszkania wybrałeś Toruń, który jest znacznie oddalony od wymienionych miast i od stolicy.
- Dla mnie Polska zawsze była mała. Jeśli przychodziła chęć na zmianę otoczenia, wsiadało się do pociągu jak do tramwaju i jechało się przeżyć przygodę. Zawsze traktowałem miasta jak sąsiednie dzielnice. To że mieszkam w Toruniu, mam związki z Zieloną Górą i Poznaniem, a koncertuję w całym kraju, wynika z mojego sposobu myślenia o przestrzeni. Dziś ta przestrzeń jeszcze bardziej się skurczyła - można się przemieszczać znacznie szybciej i sprawniej. Już kompletnie nie ma znaczenia, czy się pracuje we Wrocławiu, Krakowie, a mieszka w zupełnie innym mieście.
- Ale Toruń nie jest już dla ciebie jednym z wielu miast. Tam jest twój dom, twoja rodzina, dorastające dzieci.
- Jeszcze nie takie dorastające - dwójka starszaków jest w wieku dwunastu i czternastu lat, mniejsze mają osiem i pięć. Moja żona pochodzi z Torunia, tam łatwiej jest jej funkcjonować ze względów rodzinnych, dlatego zdecydowałem się na przeprowadzkę z Poznania.
Rozmawiał Piotr K. Piotrowski