Spis treści
- Mariusz Szczygieł o rodzicach i Złotoryi
- Kariera Mariusza Szczygła rozpoczęła się, gdy miał naście lat
- Z Mariuszem Szczygłem o Czechach w żnińskiej bibliotece
- Mariusz Szczygieł o śmierci i napisie na nagrobku
- Trzy tysiące kopert i żniński wątek u Mariusza Szczygła
- Mariusz Szczygieł i Danuta Wałęsa, która katolikowi nie odmówiła
Mariusz Szczygieł o rodzicach i Złotoryi
Mariusz Szczygieł pochodzi ze Złotoryi, niespełna piętnastotysięcznego miasteczka w województwie dolnośląskim. Wspomniał o tym podczas spotkania, opowiadał także o swoich rodzicach.
Stwierdził, że w zachowaniu jest podobny do swojego ojca, choć wewnętrznie sporo w nim mamy.
"Wdałem się w tatę" - przyznał.
Jego ojciec, podobnie jak i dziennikarz, mają łatwość nawiązywania kontaktów, nawet z osobami po raz pierwszy spotkanymi.
Niejednokrotnie opowieści Mariusza Szczygła zabarwione są anegdotami z życia czy zasłyszanymi dowcipami. Tak było i w Żninie, a publika co chwilę wybuchała śmiechem.
O Złotoryi - tym razem już poważniej - powiedział, że "przydała się" pod wieloma względami. Również w temacie wykształcenia.
- Jak dostałem się na studia dziennikarskie (W 1985 roku ukończył Liceum Ekonomiczne im. Stefana Żeromskiego w Legnicy, a następnie - w 2000 roku - Wydział Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego - przyp. red.), to czułem się taki niepełnowartościowy. Koledzy pokończyli dobre, warszawskie licea, a ja liceum ekonomiczne. Usiłowałem wszystko przeczytać i nadrobić, aby być równym z kolegami i koleżankami. Chociaż kompleksy mi zostały, nadrabiałem. I szybko się okazało, że tak nadrobiłem, że - jakby - więcej osiągnąłem. Także... pochodzenie może się czasami wydawać piętnem, ale warto to wykorzystać na swoją korzyść.
Kariera Mariusza Szczygła rozpoczęła się, gdy miał naście lat
Mając zaledwie 16 lat Szczygieł został współpracownikiem harcerskiego czasopisma "Na Przełaj". Dwa lata później ukazał się tam jego artykuł o homoseksualnej prostytutce. To był przełom - jeden z pierwszych tego typu tekstów w oficjalnej prasie PRL-u.
Od początku Mariusz Szczygieł pisał o sprawach trudnych, często przemilczanych, wzbudzając zarówno podziw jak i kontrowersje.
Dziennikarskie szlify zdobywał u Hanny Krall, a od 1990 roku na stałe związał się z "Gazetą Wyborczą". Równolegle, przez sześć lat, prowadził w Polsacie popularny talk-show "Na każdy temat", po raz kolejny łamiąc stereotypy i społeczne bariery.
Do tego właśnie talk-show nawiązały uczestniczki spotkania w żnińskiej bibliotece, za co dziennikarz podziękował i opowiedział o kulisach wyboru właśnie jego na prowadzącego, spośród niemałej konkurencji uznanych już prezenterów.
Po zakończeniu przygody z telewizją, w 2001 roku, Szczygieł skupił się na pisaniu reportaży, które przyniosły mu międzynarodowe uznanie, szczególnie jeśli chodzi o te poświęcone Czechom.
Jego książka "Gottland" (2006), bestseller w Czechach, przyniosła mu Europejską Nagrodę Książkową i entuzjastyczne recenzje w prestiżowych mediach zagranicznych.
Kolejna publikacja - tom reportaży "Nie ma" - została w 2019 roku uhonorowana Nagrodą Literacką Nike.
Jego teksty przetłumaczono na kilkanaście języków, co czyni go jednym z najbardziej rozpoznawalnych polskich reportażystów na świecie.
Szczygieł nie tylko jednak pisze, ale też wspiera rozwój literatury faktu.
Współtworzył Fundację Instytut Reportażu, Polską Szkołę Reportażu i wydawnictwo Dowody na Istnienie.
Od 2024 roku powrócił do telewizji, tym razem w TVP Info, gdzie prowadzi autorski program "Rozmowy (nie)wygodne".
Prywatnie Mariusz Szczygieł to ateista, w 2022 roku w książce "Fakty muszą zatańczyć" dokonał coming outu jako gej, stając się jedną z niewielu tak otwartych osób publicznych w polskich mediach.
Z Mariuszem Szczygłem o Czechach w żnińskiej bibliotece
Spotkanie w bibliotece było okazją, oprócz opowieści o pochodzeniu i rodzinie, do przybliżenia kultury i zwyczajów Czechów, a nawet przybliżenia co nieco ich kuchni.
Warto przy tej okazji zaznaczyć, że Mariusz Szczygieł jest autorem "Osobistego przewodnika po Pradze".
- Ciągle mnie pytali, co w Pradze. Dlatego napisałem książkę. Staram się jednak nie polecać choćby czeskich knajp, bo przecież może się w nich po pewnym czasie zmienić kucharz i wówczas zdarzy się ktoś niezadowolony z nietrafionego polecenia. Są natomiast pewne czeskie przysmaki, coś, co ja w czeskiej kuchni lubię. Mój przysmak to piwny syr, który podaje się w niektórych knajpach tak jak u nas tatara. Na talerzu są plasterki sera, obok posiekana cebulka, ogórek kiszony, musztarda, a zamiast żółtka kieliszek piwa. Do tego dają topinki, chleb smażony na patelni, w słoninie.
Dziennikarz sporo opowiadał też o przyzwyczajeniach, ale i uprzedzeniach Czechów, o tym, jak cenią biesiadę, czas wolny na łonie natury, w gronie rodziny czy przyjaciół.
- Praca to dla nich jak poczekalnia. Prawdziwe życie zaczyna się w piątek o trzynastej i trwa cały weekend. Jak ktoś wyśle do czeskiej firmy mejla w piątek nawet o jedenastej, odpowiedź dostanie w poniedziałek po południu - zdradził, dając do zrozumienia, że to jest ten czeski luz, ta czeska "pohoda".
Mariusz Szczygieł o śmierci i napisie na nagrobku
- Jestem bardzo pogodny - przyznał też podczas spotkania w Żninie Szczygieł - ale nie ma dnia, abym nie myślał o śmierci. To jest dobre, bo myślę o niej, kokietuję ją, ale to też znaczy, że doceniam swoje życie i chcę je jak najlepiej wykorzystać.
Dopadło go kiedyś, podczas lotu do Bułgarii, co, gdyby się okazało, że to jego ostatnia podróż? Co by wówczas powiedział ludziom?
- Co byś powiedział? Sam siebie zapytałem. Przyszło mi do głowy, że to się zwykle mówi "Kochajcie się". Ale pomyślałem, kim jestem, abym mówił ludziom, co mają robić? Nie jestem przecież prorokiem ani księdzem. I pojawiła się druga myśl. Że mógłbym na koniec życia powiedzieć jedno słowo: dziękuję. Przekazałem później znajomym i rodzinie, że to właśnie chciałbym mieć napisane na nagrobku. Po prostu "dziękuję". Dziękuję, że to się wszystko wydarzyło, to dobre i to złe.
- Wspaniałe i pojemne epitafium - podsumował Marcin Szary.
Trzy tysiące kopert i żniński wątek u Mariusza Szczygła
Prowadzący rozmowę Marcin Szary zaskoczył wszystkich, a tym bardziej gościa spotkania, wątkiem żnińskim. Jak przyznał, o zadanie tego pytania poprosił go kolega, nauczyciel z tej samej szkoły, historyk Mirosław Pilarski.
- Jest w pana twórczości wątek żniński... - rozpoczął Szary.
A Mariusz Szczygieł zaczął wymieniać... Po czym zakomunikował:
- To mogło być w książce "Niedziela, która zdarzyła się w środę"! (intrygujący reportaż o polskich realiach po transformacji ustrojowej i upadku komunizmu - przyp. red.)
- Bingo! - odpowiedział Marcin Szary i dodał, że wątek dotyczy ogłoszeń.
- Proszę mi przypomnieć, jakie to było ogłoszenie? - kontynuował dziennikarz.
- Już wyjaśniam - odpowiedział Marcin Szary. - Szymon Stosik, który mieszkał niegdyś w Żninie...
- Aaa! "Sprzedam większą ilość zużytych kopert. Szymon Stosik, Żnin" - przypomniał sobie Szczygieł. Był to rok 1993. (Dziennikarz zobaczył wówczas ogłoszenie w gazecie i zapytał Stosika, po co komu zużyte koperty? Sytuację później opisał - przyp. red.)
- Tak się składa, że zadzwoniłem wczoraj (11.05.2025) do Szymon Stosika - powiedział Marcin Szary dodając, że ten zdradził mu podczas rozmowy kulisy ogłoszenia.
Jak się okazuje, a było to ponad 30 lat temu, Szymon Stosik lubił nawiązywać kontakty. Znalazł w tygodniku "Jazz Forum" nazwisko mężczyzny z Australii. Ten szukał Polaka, z którym będzie korespondował, wymieniał się książkami, płytami. Rozpoczęli znajomość. Trwała rok, może dwa lata. Na pewnym etapie człowiek z Australii ośmielił się i poprosił swojego polskiego kolegę, aby zorganizował mu kobietę. Krótko mówiąc, aby w jego imieniu dał ogłoszenie do polskiej gazety.
Chodziło o... polską żonę dla Australijczyka.
Stosik dał anons do "Dziennika Zachodniego", po czym, po kilku dniach, zawitał do redakcji i usłyszał: "Co pan nam zrobił!"
Okazało się, że zareagowało ponad trzy tysiące pań, tym samym do odebrania była pokaźna paczka z ponad trzema tysiącami listów.
Żninianin zastanawiał się, co z tym dalej zrobić tym bardziej, że wysyłka wszystkiego na drugi koniec świata nie była wówczas tania.
Australijczyk powiedział: "To zróbmy selekcję".
Prośba była taka, aby wybrać pielęgniarkę.
Żninianin podjął się zadania. Przejrzał koperty z listami, do których dołączone były zdjęcia pań.
Ostatecznie Australijczyk dostał jakieś 20, 30 ofert, a żona została wybrana.
- Czy Australijczyk z pielęgniarką nadal są razem? - dociekał Mariusz Szczygieł w Żninie.
Tego nie wiadomo, bo znajomość ze Stosikiem się urwała. Z kolei próba kontaktu ze strony Marcina Szarego, a ta miała miejsce kilka dni temu, zakończyła się fiaskiem - to znaczy Australijczyk nie wyraził chęci, aby cokolwiek ze swojego życia obcemu mężczyźnie zdradzić.
Koperty, które Szymonowi Stosikowi pozostały - po wspomnianej selekcji ofert w 1993 roku - poszły na sprzedaż przez kolejne ogłoszenie. A to przeczytał w "Dzienniku Zachodnim" właśnie Mariusz Szczygieł.
- Wszystkie te koperty Szymon Stosik sprzedał - opowiada Szary. - Wtedy były czasy, że na drugiej stronie umieszczano dane nadawcy z adresem. Może to się komuś przydało...
Po przybliżeniu tej opowieści, prowadzący skomentował w obecności Szczygła:
- Coś czuję, że z tego powstanie ciąg dalszy.
Mariusz Szczygieł i Danuta Wałęsa, która katolikowi nie odmówiła
Opowiedzianych historii z życia Mariusza Szczygła, podczas spotkania w Żninie, było mnóstwo. Wszystkie wciągające.
Łącznie z taką, jakim cudem Danuta Wałęsa zgodziła się na rozmowę ze Szczygłem reprezentującym wówczas "Gazetę Wyborczą"? Ten miał powiedzieć, że... całą noc się modlił, żeby się zgodziła. A ona na to, że na "Wyborczą" się nie godzi, ale katolikowi odmówić nie może. Szczygieł: "Wówczas byłem jeszcze wierzący. Ale nie tak, żeby się modlić całą noc. Po prostu powiedziałem w myślach: Matko Boska, żeby się zgodziła. No i się udało".
Dyrektor biblioteki Beata Czaczyk, podsumowując spotkanie i dziękując dziennikarzowi za przybycie wyraziła nadzieję, że uda się go ponownie zaprosić do Żnina. Następnego dnia Mariusz Szczygieł gościł w Białych Błotach, a w wieczór poprzedzający tę wizytę pozdrowił fanów za pośrednictwem mediów społecznościowych z "coraz piękniejszej Bydgoszczy".
"Szczygła nie da się nie lubić" - zasłyszeliśmy. Utwierdzili się w tym przekonaniu ci, którzy zawitali do żnińskiej książnicy.
