Nigdy jeszcze nie pisałam w żadnej sprawie do gazety, ale w tej chwili mam problem (może rozpaść się mój związek), a ja nie bardzo wiem, co mam robić. Mam 49 lat. Obecnie jestem od 4,5 roku z mężczyzną. Poprzednie małżeństwo trwało 23 lata i mam z tego związku dwoje dorosłych dzieci. Obecny związek był trudny od początku. Mój partner był chorobliwie zazdrosny, ale nie o to, co tu i teraz się dzieje, ale o moją przeszłość. Nie wolno mi było (i nadal nie wolno) nic mówić na temat mojej przeszłości, a także dzieciństwa moich dzieci. Nie mogę mieć zdjęć dzieci z okresu "przed nim" jak i moich własnych i mojej rodziny, bo wg niego wszystko się wiąże z moim poprzednim życiem małżeńskim. Leczy się na to już 2,5 roku i efekty są, bo awantury na tle zazdrości już nie wybuchają. Teraz wybuchają na innym tle, a mianowicie tego, że ja mam jakieś "pomysły na życie", które są zawsze głupie i rzekomo zniszczą nasz związek. Ja nie pracuję, bo mój partner nie życzy sobie tego. On jest już na emeryturze i chce mieć mnie cały czas przy sobie. Zrezygnowałam z pracy, nie mam żadnych kontaktów. Oprócz dzieci nie mam w Polsce nikogo. Jak zaproszę jedno dziecko z partnerem, to już nie drugie i na zmianę. Ja bardzo bym chciała mieć kontakty; proponowałam kurs tańca, języka, wolontariat. Wszystko zostało skrytykowane jako niepotrzebne i zakłócające rytm naszego życia.
Muszę dodać, że mój partner lubi wyjazdy zagraniczne. Byliśmy trzy razy na wczasach i kilka razy w Warszawie, gdzie chodziliśmy do teatru, kina. W Bydgoszczy nigdzie nie chodzimy, bo "tutaj nic nie ma, to jest dziura i dno". Zaznaczam, że jestem finansowo niezależna i partycypuję we wszystkim.
Chciałabym wiedzieć, czy ja rzeczywiście mam fanaberie i nie wiem czego chcę? (Na dodatek od pewnego czasu mój partner robi mi brzydkie uwagi na temat mojego wyglądu, że mam gruby brzuch i tłusty tyłek. Wiem, że zmienia mi się figura, bo weszłam w okres menopauzy. Staram się jeść mało, wszystko chude i dietetyczne; ćwiczę 6 razy w tygodniu po 45 minut i robię codziennie 1-godzinny spacer. Mój partner twierdzi, że to za mało.
Moje życie staje się koszmarem, coraz mniej rzeczy mnie cieszy, rzadko się uśmiecham. Ostatni spór trwał 4 dni, bo zaproponowałam kurs tańca. Otrzymałam odpowiedź, że nie ma na to czasu. Dwoje ludzi, którzy nie pracują, nie mają w mniemaniu mojego partnera na nic czasu. Wiem, że alternatywą jest odejście, ale chciałabym dać nam jeszcze szansę. Może Pani odpowiedź pomoże mi zdecydować? - IRA.
Obawiam się, że moja odpowiedź nie wzmocni Pani związku. Przynajmniej w tym kształcie, jaki mu nadał Pani obecny Przyjaciel. Oczywiście, zdarzają się związki oparte na całkowitej zależności i podporządkowaniu jednej ze stron. Zdarzają się i mogą trwać, ale tylko wtedy, gdy kobieta to akceptuje i dobrze się czuje bez świata i ludzi. Osobiście, zawsze odradzam takie skupienie uwagi na jednej sprawie, jednej osobie, jednym uczuciu. Nawet wtedy, gdy jest to wielka miłość. Takie ograniczanie doznań bywa tragiczne, gdy następuje zmiana: Śmierć, odejście, choroba. Wtedy okazuje się, że poza tym JEDNYM człowiek nie miał nic więcej.
Dobrze, że Pani Przyjaciel podjął próbę walki z zazdrością; dobrze, że są widoczne efekty tej pracy. Problem w tym, że on swoją złość na Pani przeszłość przeniósł na teraźniejszość. Nie podobają mu się Pani pomysły na życie, Pani kontakty z dziećmi, Pani figura i odżywianie... To wszystko nie wróży dobrze na przyszłość. Można mieć swoje nawyki, przyzwyczajenia, oceny, ale trzeba mieć też szacunek dla innych - czasem odmiennych przyzwyczajeń, poglądów, ocen. Z tego szacunku wyniknąć musi kompromis, jedyna szansa na wspólne życia. Co do oceny bydgoskiej kultury - radzę przypomnieć Przyjacielowi, że tworzą ją twórcy - pisarze, aktorzy, malarze: ale tworzą ją także ODBIORCY! Jeśli przestaną chodzić do teatru ludzie mądrzy i bogaci, jaką ma on szansę na rozwój? Tylko uczestnicząc, możemy mieć wpływ na zmianę. Tylko uczestnicząc, możemy uczyć młodych, że bez magii spotkań poetyckich, spektakli teatralnych czy operowych - pozbawiamy się możliwości wzbogacania przeżyć. Tak naprawdę - sami tworzymy kulturę swego miasta.
Nie jesteś sam(a)
Joanna Zeter, psycholog