Wszystko się w domu zmieniło; wszyscy jesteśmy podporządkowani jego potrzebom i ograniczeniom. Nikt się nie skarży, z wyjątkiem męża. Bardzo się zmienił. Jest wiecznie niezadowolony, agresywny, czasem wręcz wściekły. Zupełnie nie rozumie naszych potrzeb (mamy dwie dorosłe, studiujące córki). Całkowicie skupił się na swoim nieszczęściu.
Początkowo myślałam, że wszystko z czasem się ułoży. Tymczasem jest coraz gorzej! Mąż nie pozwala nam wychodzić, szantażuje, krzyczy, rzuca przedmiotami.
Kiedyś kochałam męża; teraz się go boję. Czasem mam wrażenie, że on nas nienawidzi. Potrafię to zrozumieć, ale w sytuacji konkretnego zagrożenia, również wpadam we wściekłość. Awantura goni awanturę. Wykonanie najprostszej czynności staje się problemem.
Nie mogę się obrazić i wyjść. Nie mogę złożyć pozwu o rozwód. Właściwie nic nie mogę. Muszę się godzić na poniewierkę za ciężką pracę i opiekę. Jak to jest możliwe?
Żona
Bardzo trudna sprawa. Jedna z tych, na które nie można jednoznacznie odpowiedzieć.
Dotknęła Pani bardzo ważnego problemu - sytuacji osoby wspierającej. Nie może Pani narzekać, bo nie jest chora. Nie może Pani zająć się sobą, bo cały czas poświęca mężowi. Nie może Pani zakończyć udręki, bo jest to od Pani całkowicie niezależne. Sytuacja zdawałoby się, bez wyjścia. Jest taką dla wielu partnerów osób chorych nieuleczalnie. Partnerów, rodziców, osób bardzo samotnych w swej tragedii.
A jednak, myślę, może Pani wpłynąć na sytuację. Przede wszystkim należałoby zadbać o pomoc psychologiczną dla męża. To konieczne. Lekarze uratowali mu życie, ale nikt nie zapytał, jak mu jest z tą zmianą. A jest mu, jak widać, bardzo źle. Aktywny, niezależny charakter i nagle, całkowita zależność. Nie poradzi sobie bez pomocy terapeuty. To o pomoc psychologa musi Pani prosić przy najbliżej wizycie u lekarza. Dla męża i dla siebie. Ale przede wszystkim - dla męża.
Sama, może Pani wyjść i zostawić męża, z dziećmi lub sąsiadami. Może Pani szukać pomocy w sprawdzonych już formach swojego relaksu. U koleżanek, w kinie, na łonie przyrody. Tam, gdzie czuje się Pani dobrze. Może Pani, a nawet musi. W przeciwnym razie wypali się i nic już nie będzie mogła pomóc. Pani kondycja jest bardzo ważna. Równie ważna, jak kondycja męża - proszę o tym pamiętać.
Jego złość i Pani, razem, nie przyniesie rozwiązania. Musicie się czasem rozdzielić. Tak zorganizować opiekę, żeby wyjść, odpocząć, wypłakać się, jeśli trzeba, lub wykrzyczeć.
Ma Pani do tego prawo! I powód!
Nie jesteś sam(a)
Joanna Zeter psycholog
Byliśmy małżeństwem 20 lat. Było dobrze lub nieco gorzej, ale zawsze mogłam liczyć na wsparcie męża - mężczyzny bardzo aktywnego i zaradnego życiowo. Niestety, dwa lata temu mój mąż uległ wypadkowi samochodowemu. Przez cały rok lekarze walczyli o jego życie, ale sprawności fizycznej nie udało się odzyskać. Wrócił do domu na wózku inwalidzkim, całkowicie zależny od naszej pomocy.