https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Nie jesteś sam(a)

Joanna Zeter, psycholog

     

Jestem oburzona Pani odpowiedzią na list kobiety, która jest matką dziecka z porażeniem mózgowym (ukazał się on 29. 08. br.). Owszem, należy się tej kobiecie i jej dziecku zrozumienie, ale ona też musi wiedzieć, że nie jest pępkiem świata. Kościół to specyficzne miejsce, a msza święta to piękne misterium, w którym potrzeba wyciszenia i skupienia. I to musi być uszanowane w imię wyrozumiałości i szacunku dla setek ludzi, którzy są zgromadzeni na mszy świętej.
     Przyjdzie taki czas, że to chore dziecko będzie więcej rozumiało i wtedy będzie mogło uczestniczyć we mszy. W chwili obecnej, ani ono, ani matka, ani tym bardziej zgromadzeni wierni nie mają nic z takiego uczestnictwa w misterium. Co najwyżej, tylko wzajemny żal.

     Pani, jako psycholog, najlepiej powinna zdawać sobie sprawę, jak takie rozproszenie uwagi wpływa na uczestników jakiegokolwiek spotkania czy zebrania. Powinna Pani również zdawać sobie sprawę z tego, że takie hołubienie jednej osoby w grupie jest nieetyczne, a taką wyróżnioną jednostkę prowadzi do egoizmu.
     Piszę o tym, ponieważ sama jestem katoliczką i też potrzebuję ciszy i skupienia w kościele. Ostatnimi czasy coraz częściej zdarza się, że egoistyczne mamusie przyprowadzają na msze św. swoje maleńkie, nic nie rozumiejące jeszcze pociechy. Dzieci te po prostu się nudzą. Mamusie jednak zachwycają się okrzykami swoich pociech i często z zachwytem rozsyłają uśmiechy do zgromadzonych wiernych.
     Sama miałam małe dzieci. Gdy chciałam uczestniczyć we mszy św., zawsze miałam jakiś sposób, aby nikt na tym nie ucierpiał i ja miałam zapewnione właściwe przeżycia. Dzieci zostawiałam pod opieką męża lub babci albo zostawałam z dzieckiem przed kościołem. Wtedy nikt nie mógł mieć pretensji, gdy dziecko trochę sobie pokwiliło.
     Zresztą, przecież w obecnych czasach msza św. jest transmitowana przez radio i TV. Można, gdy tylko ktoś chce, skorzystać z tej formy przekazu, a do kościoła można iść pomodlić się, gdy nie jest odprawiane nabożeństwo. Są też odprawiane msze dla ludzi chorych.
     Na zakończenie chciałabym życzyć Pani więcej trafionych, a przede wszystkim przemyślanych odpowiedzi, by nie prowadzić ludzi w niewłaściwym kierunku i nie uczyć egoizmu.
     CZYTELNICZKA

     Nie chciałabym polemizować z Pani oceną mojej odpowiedzi. Szanuję Pani prawo do własnych wniosków i refleksji. Wynikają z doświadczeń, które nie były moim udziałem; stąd trudno mi do końca zrozumieć Panią.
     Mam natomiast sporo doświadczeń z pracy z rodzicami dzieci niepełnosprawnych.
     I wiem na pewno, że jedyną rzeczą, której już nigdy nie nauczy się tych ludzi jest egoizm. Dzień, w którym przyjmują pod opiekę swoje nowo narodzone, niepełnosprawne dziecko, jest dniem, w którym ostatecznie rezygnują z siebie. Ja to nazywam: "życie za życie". Już nigdy nie odpoczną i nigdy nie znajdą sposobu, aby w spokoju kontemplować jakąkolwiek sytuację życiową. Próby terapeutów, psychologów i innych specjalistów, żeby matkę dziecka z porażeniem mózgowym zmobilizować do dbania o siebie - najczęściej kończą się porażką.
     Praca, praca i jeszcze raz praca. Bez wynagrodzenia, bez pomocy państwa i najbliższych. Czasem brakuje im sił, wysiada kręgosłup, sypie się zdrowie.
     I wtedy, zdarza się cud (bo inaczej tego nazwać nie można). Jakaś moc, na pewno nie ludzka, na nowo dodaje im sił. Matki opowiadają o swoich modlitwach, o tym, jak odczuwają Opatrzność. I idą podziękować - tam, gdzie uznają za słuszne. Msza św. z telewizora, to nie to samo, proszę sprawdzić. Matki wychodzą z domu, dopóki mogą i my ich do tego, z całego serca namawiamy. Te dzieci są wśród nas i zachowują się tak jak potrafią, czasem inaczej niż oczekiwaliby ludzie obok.

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska