Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie ma miejsca na pranie. I nie ma dzieci... Gdzie się podziały nasze podwórka?

Roman Laudański
Tytus Żmijewski / archiwum GP
- Mamooo! Jeszcze godzinę, no chociaż pół! - takie błagalne dziecięce krzyki dobiegały kiedyś wieczorami z podwórek.

Podwórka zawsze pełniły podwójną rolę: użytkową i rekreacyjno-wypoczynkową. Były śmietniki, trzepak, miejsce na wieszanie prania, komórki na węgiel, warsztaty, czasem ogródki warzywne. - A dziś zostały śmietniki i nowa funkcja użytkowa: parkingi wciskane, gdzie tylko się da - mówi Anna Pawlicka-Zabojszcz, wiceprzewodnicząca Stowarzyszenia Architektów Polskich i przewodnicząca Kujawsko-Pomorskiej Okręgowej Izby Architektów. - W starej części miasta, jeśli inwestor nie zdecyduje się na budowę parkingu podziemnego, to miejsca dla samochodów zajmują bardzo dużo miejsca. Funkcja rekreacyjna - te ogródki, piaskownice pozostają w okrojonej formie.

Anna Pawlicka-Zabojszcz tak wspomina swoje dzieciństwo: - Przeprowadziliśmy się z ulicy Chrobrego na osiedle Leśne i tam podwórko było innym światem. Zapach lasu, piaskownice, huśtawki na słonecznym placu, zieleń z małym boiskiem, na którym latem graliśmy w dwa ognie, a zimą jeździliśmy na przykręcanych łyżwach. Wtedy pewnie tak wyglądała większość podwórek. Część ulic nie miała jeszcze nawierzchni, a po drogach gruntowych rzadko jeździły samochody. To były bardziej drogi dla nas, rowerzystów jeżdżących po osiedlu bez strachu.

Zdaniem Anna Pawlickiej-Zabojszcz pustki na obecnych podwórkach mogą wynikać z postawy rodziców. - Choć moja mama nie pracowała, to wypuszczała mnie i młodszą siostrę na podwórko. Wtedy rodzice mieli mniejsze obawy, że ktoś wpadnie pod samochód czy stanie mu się krzywda. Dziś nie wyobrażamy sobie wypuszczenia pociech na kilka godzin. Czujemy coraz więcej zagrożeń, boimy się obcych i nie pozwalamy dzieciom na samodzielne wychodzenie na podwórka. Jeśli rodzic ma wolną godzinę lub dwie, to wyjdzie i pilnuje dzieci na placu zabaw.

Przeczytaj również: Skwer Nowakowskiego w Bydgoszczy dawniej tętnił życiem. Zacznie znowu?

Chleb z cukrem i sąsiadki na poduchach

Doktor Grzegorz Kaczmarek, socjolog, urodził się w Rawiczu, znanym głównie z zakładu karnego i plantów: - Zapamiętałem nie tylko podwórka, ale i ogrody, gdzie bawiliśmy się bandą chłopaków, bo dziewczyny w wieku nastu lat były wtedy w mniejszym poważaniu. I oczywiście wycieczki rowerowe za miasto. Wtedy prawie wszyscy dostawali na Pierwszą Komunię rowery, którymi wyjeżdżali za miasto. Bywało, z przygodami.

W ogrodach i na podwórkach bawili się w Indian, każdy chciał zostać dzielnym Winnetou. Kiedy na ekrany kin wszedł film "Krzyżacy" (dozwolony od 12 lat, a 10-letni Grześ nie został wpuszczony do kina, co pamięta do dziś), zamieniali się w rycerzy. Wycinali i malowali tarcze, szykowali płaszcze i kompletowali zbroje z tektury czy resztek rynny. No i kłócili się, kto będzie Krzyżakiem, a kto Polakiem czy Litwinem. - Mnóstwo rzeczy do zabawy trzeba było wtedy zrobić samemu, może dlatego zostałem majster-klepką? - zastanawia się Grzegorz Kaczmarek.

- Co zmieniło się na podwórkach? Zajęły je parkujące samochody, czego wcześniej nie było. Już nie ma nawet miejsca na pranie. I nie ma dzieci - zauważa socjolog. - A my graliśmy w klipę, palanta, biegaliśmy z metalową obręczą popychaną drutem. Starsi opiekowali się młodszymi. Wszyscy sąsiedzi czuli się odpowiedzialni za dzieci. Przywoływali do nas porządku, a kiedy rozdarłem nowe spodnie, to zapukałem do sąsiadki, żeby mi je zszyła, bo bałem się wrócić do domu. A kiedy zimą wpadłem do przerębla, to też najpierw szukałem pomocy u innej sąsiadki, bo nie chciałem pokazywać się w domu rodzicom. Badacze i pedagodzy podkreślają, że już małym dzieciom dostarczana jest kompleksowa rozrywka i pożywienie.

- A my kroiliśmy pajdę chleba z cukrem lub ze smalcem i to było najsmaczniejsze jedzenie na podwórku. No i powszechne było dzielenie się tymi przysmakami. Jaki to miało smak! - uśmiecha się Grzegorz Kaczmarek. - Podwórka są dramatycznie potrzebne, tak jak i przestrzeń do zabawy - podkreśla socjolog. - Przed komputerem dzieciaki nie nabiorą tężyzny i odwagi, bo w grach mają trzy życia.

Od lat sąsiedzi, w tym Grzegorz Kaczmarek, przygotowują święto swojej ulicy Cieszkowskiego. Chcą przywrócić ulice, podwórka - mieszkańcom. Przywrócić ludzką przestrzeń miasta do życia, a nie dla samochodów i ruchu tranzytowego. - Zabudowa Bydgoszczy temu sprzyja, jeszcze mamy ogrody i podwórka, do których można wrócić.

Podkreśla, że podwórko integruje, tu sąsiadki siedziały w oknach na poduchach i patrzyły na dzieci lub wspominały swoją młodość. Tu kwitło życie towarzyskie, choć nie było grillowania. Podwórka pełne były szałerków, chlewików, kurników, psów, kotów i królików, bo była bieda.

Najazdy i kompromisy

Michał "Śledziu" Śledziński, twórca komiksów urodził się na Szwederowie w Bydgoszczy: - Podwórko? Huśtawka, drabinka, karuzela i piaskownica, w której spędzałem najwięcej czasu grając w noża! Starsze Szwederowo miało złą markę, tam zdarzały się jakieś przygody, a ja mieszkałem w nowych blokach. Mieliśmy nieustające zatargi z podwórkiem z ulicy Czackiego. Od czasu do czasu odbywały się "najazdy", najczęściej po wodzą starszych chłopaków. Kończyły się zwykle rzucaniem kamieniami. Ofiar nie było. Dziś ze smutkiem widzę dziwaczny strach podsycany przez media, że dzieciom coś się stanie. A przecież podwórka były szkołą życia. Tam się socjalizowaliśmy, uczyliśmy się od siebie dobrych i złych zachowań, żeby później nie powtarzać złych. Podwórka pełniły taką rolę, także wychowawczą. Trzeba było się dogadać między sobą. Kto będzie bawił się w piaskownicy, a kto na huśtawkach? Dziś z podwórek zostało niewiele, mikre są. Najczęściej porośnięte trawą z połamanymi zjeżdżalniami czy drabinkami. Na cholerę tam wszędzie są teraz parkingi?! Podwórka, wspomnienia z dzieciństwa wykorzystałem w komiksach.

Ludzie mieszkający w miastach muszą odzyskać je dla siebie. Są zawłaszczane przez najróżniejsze interesy. Płatne parkingi powstają w miejscu boisk lub dzikich miejsc, gdzie młodzież grała w piłkę. Musimy wychodzić z domów, spotykać się, a nie wiecznie siedzieć przed monitorami.

Bartosz Bujanowski z przyjaciółmi maluje miejskie murale. Ich dziesięciopiętrowy mural przy ulicy 3. Maja w Bydgoszczy uznawany jest w internecie za jeden z lepszych w świecie. Bartosz młodość spędził na podwórku na bydgoskich Wyżynach: - Życie toczyło się na podwórku, gry, zabawy, mecze piłki nożnej. W dzieciństwie zjeżdżaliśmy na sankach z jaru, w którym jest teraz trasa Jana Pawła II, dawne Niziny. Wtedy nie było komputerów czy innych pokus, żeby siedzieć w domu. Dziś nawet małe dzieci w środku lata nie chcą wychodzić na podwórko, bo jest gra i komputer. Mieszkam przy podwórku, na którym powstał bardzo fajny plac zabaw. To dobry kierunek. Zupełnie inna frajda niż w naszych czasach z pordzewiałymi drabinkami i wykoślawionymi huśtawkami. Mój mały syn uwielbia ten plac zabaw i najchętniej by z niego nie wychodził.

Drugie życie

Filip Springer, reporter i fotograf, autor książek "Miedzianka, historia znikania", "Zaczyn", "Źle urodzone" i "Wanna z kolumnadą": - Odkryłem, że bardzo często na podwórkach znajduję najróżniejsze siedziska, na których można sobie przysiąść i porozmawiać. Bardzo mnie to zaskoczyło, bo wydawało się, że przez podwórka tylko już przechodzimy w drodze do domu. Dzieci już się tam nie bawią, a podwórka stały się niepotrzebne i zapijaczone. Często na podwórkach znajduję dwie ławeczki i krzesełka. Właśnie na takie miejsca trafiłem w Bydgoszczy, przed spotkaniem z czytelnikami. Być może niedobór przestrzeni publicznej w mieście powoduje, że ludzie sami aranżują sobie takie miejsca w najbliższym sąsiedztwie, w przestrzeni półpublicznej, bo zamkniętej domofonem, bramą. I o nią dbają. Może kiedyś ta dbałość wyjdzie z podwórek? Klasyczne podwórko jest reminiscencją myślenia architektonicznego, które dziś jest już nieaktualne. Pracując nad książką "Wanna z kolumnadą", miałem okazję pooglądać osiedla zamknięte. Jest tam dbałość o przestrzeń, ale one nie mają już charakteru podwórek ze starych kamienic. Zdarzają się przykłady kuriozalne: np. osiedle Marina - Mokotów w Warszawie. Tam na dziedzińcach tak poustawiano ławki, że nie można na nich ze sobą porozmawiać. Bardzo często chodzę po podwórkach, zaglądam na nie i robię zdjęcia. Nigdy nie spotkało mnie nic złego, nawet nikt mnie nie przegonił. Kiedy robię zdjęcia - jestem gościnnie witany. Tym bardziej byłem zdumiony, bo ludzie niekoniecznie przepadają za osobami robiącymi zdjęcia.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska