Grażyna Wietrzykowska "wychodziła" w "komunalce" remont dachu. Jej szczęście szybko przerodziło się w nieszczęście męża, który musi zlikwidować gołębnik na strychu.
- _Rodzina to dla mnie jedno życie, a gołębie - drugie - _mówi Józef Wietrzykowski. Miłością do gołębi zaraził go jego ojciec, który miał je już w latach 50. ubiegłego wieku. Przejął po ojcu hodowlę. W 1987 roku przystąpił do Związku Hodowców Gołębi Pocztowych. Rok później otrzymał pozwolenie od kierownika Rejonu Obsługi Mieszkańców na trzymanie ich na strychu budynku komunalnego przy ul. Narutowicza w Inowrocławiu. Dziś ma sto gołębi, które zdobyły dla niego kilkadziesiąt pucharów.
Gołębie zagrożenie
Gdy mąż oddawał się swemu hobby, żona dręczyła dyrekcję Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej prośbami o remont budynku. Jego stan pozostawiał wiele do życzenia. Wreszcie znalazły się pieniądze i przystąpiono do remontu dachu. I tu pojawił się problem. Dyrekcja PGKiM wezwała pana Józefa do likwidacji gołębnika.
- _Nie byłoby problemu, gdyby gołębie mogły powrócić na swoje miejsce po remoncie. Ale nie mogą - _mówią Wietrzykowscy. Pani Grażyna jest zdziwiona. - _Na jakiej podstawie dyrekcja twierdzi, że nasze gołębie są zagrożeniem dla ludzi? - _pyta. Dyrektor Mariusz Wojciechowski twierdzi, że pozostawienie gołębnika w budynku mieszkalnym jest niedopuszczalne ze względów sanitarnych i epidemiologicznych. I tyle. Bez podania powodów i dowodów. Ku zdziwieniu Wietrzykowskich informuje ponadto, że decyzja o cofnięciu zgody na hodowlę gołębi została podjęta przez zastępcę dyrektora PGKiM w 2003 roku. - _Do nas taka decyzja nie dotarła - _mówią Wietrzykowscy.
Woń na zewnątrz
Przypominają sobie, że w 2003 roku o likwidację gołębnika wystąpił inowrocławianin, który chciał część strychu zaadaptować na mieszkanie. Komisja, która przybyła na strych, nie podzieliła jego obaw. "Gołębnik utrzymywany jest w czystości, jest wentylowany wywietrznikiem tak, że zdecydowana część woni z odchodów gołębi ulatnia się na zewnątrz budynku, a nie rozchodzi się po strychu" - czytamy w notatce służbowej.
Dyrekcja "komunalki" jest uparta. Nie wyrazi zgody na pozostawienie gołębnika. Pan Jerzy też jest uparty. Gołębnika nie zlikwiduje. - _Musiałbym im głowy poukręcać. A tego nie zrobię. Zimą nie da się przyzwyczaić gołębi do nowego miejsca. Gdybym je z niego wypuścił, to by już nie wróciły - _żali się pan Józef. Pani Grażyna ma wyrzuty sumienia. - _Może gdybym tak nie chodziła za tym remontem, mąż nie miałby dziś kłopotów. A tak chudnie w oczach. Cały czas jest na środkach uspakajających - _mówi.
Na dziś dyrektor Mariusz Wojciechowski wyznaczył termin spotkania. Chciał wyjaśnić wszystkie sporne kwestie. Pan Jerzy nie przybędzie. Chce rozmawiać z dyrektorem tylko za pośrednictwem swego prawnika. Nie widać więc końca gołębiego kryzysu.