https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

"Nie wiem, co w nas wstąpiło, że tak skopaliśmy matkę"

(awe)
sxc.hu
Feralnego dnia cała czwórka - ojciec, matka i dwóch synów - piła od rana. - Łykaliśmy też psychotropy, silne tabletki, które miała przepisane matka - wyjaśniał Andrzej I. - Żeby mieć lepszy power i odlot.

Do tragedii doszło 20 lutego minionego roku. Starszy z braci Piotr I. od Bożego Narodzenia przebywał wtedy u swoich rodziców w Wichulcu, niewielkiej miejscowości pod Brodnicą. Przez te dwa miesiące praktycznie nie trzeźwiał. - Byłem w ciągu, podobało mi się to - zeznał później w prokuraturze.

Pierwszego lutego do rodziny dołączył młodszy z braci, Andrzej I. Na co dzień mieszkał w przytulisku u ojców albertynów w Krakowie, ale przyjechał w rodzinne strony, bo miał stawić się w sądzie za jazdę motorowerem po pijaku. Do sądu jednak nie dotarł, bo wcześniej zaczął pić z rodziną. Udało im się przepić prawie całe oszczędności, jakie Andrzej I. przywiózł do domu - około dwóch tysięcy złotych.

Feralnego dnia również cała czwórka - ojciec, matka i dwóch synów - piła od rana. - Łykaliśmy też psychotropy, silne tabletki, które miała przepisane matka - wyjaśniał Andrzej I. - Żeby mieć lepszy power i odlot. Żaden z uczestników lutowej awantury nie pamięta dokładnie, dlaczego doszło do kłótni - prawdopodobnie poszło o denaturat.
Dość, że w pewnym momencie dwóch braci zaczęło kopać i bić matkę. Kobieta dostała rozległego urazu głowy. Wiadomo, że jeszcze wtedy żyła. - Kręciło nam się w głowie; później ona zaczęła coś mówić, więc przypomnieliśmy sobie o niej i położyliśmy ją na łóżko - zeznawał starszy z braci.

Następnego dnia mężczyźni poszli rano po wódkę. Zapewniają, że ich matka nadal żyła. To, że przeleżała cały dzień w łóżku, nie wzbudziło ich podejrzeń - już wcześniej zdarzało się to niejednokrotnie. Dopiero późnym wieczorem zwrócili uwagę na to, że kobieta się nie porusza. - Ojciec przyłożył jej kieliszek do ust, nie było widać żadnej pary, więc pomyśleliśmy, że matka chyba nie żyje - wyjaśniał Piotr I. - Zadzwoniliśmy po pogotowie i policję.

Lekarze stwierdzili śmierć kobiety. Obaj mężczyźni zostali tymczasowo aresztowani, trafili też na obserwację sądowo-psychiatryczną. W prokuraturze obaj przyznali się do winy. Obaj podkreślają jednak, że nie chcieli zabić kobiety. - Bardzo żałuję, że ją pobiliśmy - mówił wczoraj w sądzie Andrzej I. - Nie zdawałem sobie sprawy, że uderzam tak mocno, dostałem wtedy jakiegoś szału.

Także starszy z braci podkreślał, że nie miał pretensji do matki. - Po prostu chcieliśmy ją pobić, ale nie potrafię wyjaśnić, dlaczego - mówił. Obaj bracia mieli już w przeszłości konflikty z prawem. Starszy - poza pobiciem - oskarżony jest również o (nieudane) podpalenie stodoły w województwie lubelskim. Po podłożeniu ognia żałował, a prokuratorowi obiecał, że już więcej już nie sięgnie po kieliszek. Za pobicie ze skutkiem śmiertelnym braciom grozi do 10 lat więzienia.

Czytaj e-wydanie »
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska