W deklaracjach wypadamy dobrze
Ważne terminy
* 20 maja mija termin, w którym wyborcy przebywający poza miejscem zameldowania i wyborcy nigdzie nie zamieszkali, mogą składać pisemne wnioski do urzędu gminy o dopisanie do spisu wyborców
* do 22 maja wyborcy głosujący za granicą mają prawo zgłoszenia konsulowi wniosku o dopisanie do spisu wyborców. Wniosek składa się ustnie, telefonicznie, pisemnie, elektronicznie
* 23 maja ostatni dzień na pobranie zaświadczenia o prawie do głosowania przez wyborców, którzy nie będą mogli głosować w swoim miejscu zamieszkania. Wniosek składa się w swoim urzędzie gminy pisemnie, telefaksem lub elektronicznie
* 25 maja - wybory w godz. 7-21
Możemy sobie tylko życzyć, by co najmniej powtórzyć wynik sprzed pięciu lat, gdy udało nam się wprowadzić trzech europosłów. O tym trzecim (choć mandat Ryszarda Czarneckiego z PiS trudno uznać za udany dla regionu) zdecydowało około 200 głosów.
Pięć lat temu przy, krajowej frekwencji wynoszącej 24,53 proc. w naszym województwie do urn poszło 23,36 proc. uprawnionych. Najwyższa frekwencja była w Ciechocinku (34,14 proc.), niewiele mniej w Toruniu (33,70 proc.) i Bydgoszczy (33,29 proc.).
Czytaj: Kandydaci na Facebooku i Twitterze, czyli jak sobie radzą potencjalni europosłowie w internecie?
Jak będzie tym razem? Według sondażu Centrum Badania Opinii Społecznej, przeprowadzonego na zlecenie koalicji "Masz Głos, Masz Wybór", pójście do wyborów w najbliższą niedzielą zadeklarowało 41 proc. pytanych.
Prawie co czwarty jeszcze się waha, ale więcej niż co trzeci mówi, że raczej nie pójdzie.
Nie należy jednak sądzić, że taka frekwencja będzie rzeczywiście. W badaniach staramy się wypaść lepiej. Różnica między deklaracjami z sondażu a rzeczywistością wynosi 10-15 proc. Co oznacza, że frekwencja mogłaby być na poziomie sprzed pięciu lat - 25 proc. Mogłaby.
Dlaczego Parlament Europejski wydaje nam się tak odległy i nieznaczący, skoro na każdym kroku spotykamy się z unijnymi uregulowaniami? - Parlament ma mały wpływ na to, co robi Komisja Europejska i można by powiedzieć, że wyborcy są w tym zorientowani, ale tak nie jest - mówi dr Mikołaj Cześnik, socjolog i politolog ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej.
Zdaniem politologa, w Polsce przeważa traktowanie Unii Europejskiej jako źródła dopływu gotówki, elementu dziejowej sprawiedliwości. Unia to - mówiąc w skrócie - "dobry wujek", któremu się udało, a my najpierw ucierpieliśmy w czasie wojny od Hitlera, później od Stalina, więc teraz jako rekompensaty oczekujemy pieniędzy na wodociągi, ulice, autostrady itp.
Bliski punkt widzenia
- To prawda, że w mediach dominuje nacisk na wysoką frekwencję, ale ja wtedy pytam, dlaczego? - podkreśla Cześnik. - Niektórym politykom zależy, by była jak najniższa, bo przy wysokiej trudniej pokonać próg wyborczy.
Inaczej jednak jest, jeśli na frekwencję spojrzy się z lokalnego punktu widzenia, szczególnie mieszkańca okręgu należącego do najmniejszych w kraju, jak województwo kujawsko-pomorskie.
Przy niskiej frekwencji takie okręgi mogą mieć nieliczną (lub żadną) reprezentację w Brukseli. - Wam powinno chodzić nie oto, żeby u was była wysoka frekwencja, tylko żeby gdzie indziej była niższa - odwraca sprawę politolog. - Mówiąc krótko: trzeba mieć więcej niż inni.
Z perspektywy okręgu, zwłaszcza małego, frekwencja zaczyna mieć znaczenie. Wbrew pozorom, w Brukseli można walczyć o regionalne interesy i ich pilnować. - To wcale nie jest wstydliwe.
Czyli na kampanie profrekwencyjne do europarlamentu trzeba spojrzeć z dwóch punktów widzenia. Nam bliższy jest regionalny, w którym ma znaczenie, ilu z nas w niedzielę pójdzie oddać głos.
Czytaj e-wydanie »