"Niech sobie wyprowadzą kozła". Tęczowa akcja UMK sprawiła, że niektórym absolwentom puściły nerwy

Chodzi o Tydzień Różnorodności, który według organizatorów promować miał „tolerancję, równość i inkluzywność”.

W ramach cyklu zaplanowano szereg wydarzeń, których celem miała być „budowa otwartej, wielokulturowej wspólnoty uniwersytetu”. W imprezę zaangażowało się kilka jednostek uniwersyteckich, pełnomocniczka ds. równego traktowania dr hab. Aleksandra Derra, Instytut Przeciwdziałania Wykluczeniom oraz Poradnia Równości YUFE. Patronowała mu prorektor ds. kształcenia, prof. Beata Przyborowska.

Tęczowa symbolika i nawiązania do społeczności LGBT wzbudziły jednak skrajne emocje.
„Bravo, a rzut beretem od Rektoratu UMK Tadeusz R. ze swoim Ciemnogrodem” komentował poesł Tomasz Lenz na Facebooku. „Bardzo dobra i potrzebna inicjatywa” - wtórował internauta podpisujący się Rafał Siw. „Mam nadzieję, że przełoży się na rzeczywiście inkluzywne podejście Uniwersytetu do mniejszości”.

Jednak to głosy krytyczne zdominowały dyskusję w na uniwersyteckim profilu.
„Jako dawna absolwentka mówię zdecydowane NIE. Pamiętam UMK jako miejsce przyjazne studentowi, w którym było po prostu normalnie” - pisała Aleksandra Anna. W podobnym tonie utrzymany był głos Piotra Michalskiego: „Jakie to przykre, moja niegdyś wspaniała alma mater wprowadza do siebie pełną parą cancel culture, która nie niesie za sobą żadnych dodanych wartości naukowych, prowadzi do odstąpienia od nauczania wiedzy konstruktywnej, pragmatycznej i kompetencji dydaktycznych, a za to zajmuje umysły kompletnymi bzdurami. To wszystko co ma do zaoferowania ten aktualnie modny trend. A sam trend, jest niemalże książkowym przykładem sposobu niszczenia państwa poprzez przewrót ideologiczny”.

„Czy podczas tego Tygodnia więzi budowali ze sobą ludzie, wyznający inną religię lub pochodzeniem etnicznym zaliczający się do innej kultury? - dopytywał Marcin Robert Garbulski. „Co facet w kiecce ma wspólnego z pojęciem wielokulturowości?. Z wielokulturowością wiele ma wspólnego chińska dzielnica w centrum Londynu, niewiele zaś... bezużyteczny tampon w torebce faceta, który myśli, że jest kobietą”.
„Różnorodność nie dotyczy wyłącznie religii i pochodzenia etnicznego, a w poście jest napisane wprost, że chodzi o Tydzień Różnorodności” - polemizował Michał Głamowski. „Wielokulturowość to tylko jeden z elementów różnorodności”.

„Kiedy uniwersytety wrócą do tego do czego zostały stworzone? Nauki, a nie zabawy?” - dopytywał Piotr Sobocinski. „Studia to nauka, nauka, nauka i jeszcze raz nauka. Siedzenie w bibliotece, słuchanie wykładów, udział w ćwiczeniach, konwersatoriach, konferencjach naukowych. Jeśli na tym się skupi uniwersytet to będzie zawsze przyjazna atmosfera, zarówno przed jak i po egzaminie”. .

Podobnie argumentował Wojciech Filp: „Mnie nie interesuje pozycja mojej Alma Mater w rankingu miłych i sympatycznych miejsc, w rankingu zadrzewień kampusu czy ilości dni rektorskich. Liczy się jakoś kształcenia, jakoś kadry i perspektywy naukowe. Jeśli UMK zawita do pierwszej setki Szanghajskiej to niech nawet sobie kozła prowadzą na dzień tolerancji”.

Nie brakowało też bardziej radykalnych głosów: „Jako instytucja hołdująca nauce powinniście w tym momencie stracić wszelkie dotacje, bo to promowanie urojeń, nie biologicznych faktów” - pisał Marcin Morkowski.

„A kiedy tydzień normalności, rzetelności i poważnego podejścia do swoich obowiązków?” - skwitował dyskusję Tom Lozy.

Nacisk, jaki UMK kładzie na promowanie różnorodności i inkluzywności zwiększył się po wstąpieniu uczelni do YUFE, promowaną przez Unię Europejską sieć młodych europejskich uniwersytetów. W ramach konsorcjum YUFE studenci i pracownicy mogą ubiegać się o granty na „działania na rzecz różnorodności i inkluzywności”. Kwota wsparcia wynosi 1000 funtów.