https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Niedzielna szkółka po szkole

Adam Willma [email protected]
Mądre zagospodarowanie czasu dzieciom jest ważniejsze niż pilnowanie, by nie hałasowały
Mądre zagospodarowanie czasu dzieciom jest ważniejsze niż pilnowanie, by nie hałasowały Fot. Adam Willma
W niedzielę pakują Biblię, zeszyty, sprawdzają zadania domowe i wyruszają z rodzicami do kościoła.

Dla setek polskich dzieci niedziela to dzień wolny od szkoły. Ale nie od szkółki.

Salka dla maluchów położona jest nad kaplicą i nawet wykładzina nie jest w stanie stłumić odgłosów zabawy. Tupanie małych nóżek jest więc akustycznym tłem dla kazań. W sąsiednim pomieszczeniu dzieci z pierwszych klas podstawówki zastanawiają się, co znaczy być posłusznym Bogu. Starsze szukają na mapie krajów, do których wyjeżdżają misjonarze. Gdy zrobi się cieplej, wyjdą w teren bawiąc się w "Poszukiwanie zaginionych wersetów".

Dyżur w protestanckiej szkółce przypada zwykle raz na trzy niedziele. Opiekunka najmłodszej grupy ma możliwość przysłuchiwać się kazaniu przez doprowadzony z kaplicy głośnik. Dla nauczycieli starszych dzieci kazanie jest nagrywane. - Poznanie Biblii jest najważniejszym zadaniem, ale nigdy nie zaczynamy od tego zajęć. Najpierw rozmawiamy o tym, co wydarzyło się w poprzednim tygodniu, o codziennych problemach dzieci - mówi Magda z toruńskiego Kościoła Chrześcijan Baptystów, z zawodu nauczycielka dzieci niepełnosprawnych. - Nie chcę doprowadzić do zmęczenia tematem, bo jeśli o wierze mówi się zbyt dużo, dziecko przestaje słyszeć.

A chodzi o to, żeby słyszało i wrażliwość na Słowo niosło ze sobą przez całe życie.
- Już Marcin Luter sugerował, żeby na czas nabożeństwa dzieci były osobno nauczane, bo nie są w stanie przyswajać treści z "dorosłego" kazania - podkreśla Jerzy Molin, pastor Kościoła ewangelicko-augsburskiego, w którym do szkółki uczęszcza około dziesięciorga małych luteran.

Przed dekadą baptyści nie mieli jeszcze swojej kaplicy w Toruniu, więc każdej niedzieli gromadkę dzieci trzeba było ubrać i z wynajętej na godziny sali odprowadzić do pobliskiego mieszkania pastora, gdzie odbywały się zajęcia. Dziś siedmioro nauczycieli szkółki ma do dyspozycji dobrze wyposażone pomieszczenia z wszystkimi niezbędnymi przyrządami.

Życie uporządkowane
Magda: - To zwyczajna praca, tyle że bardziej odpowiedzialna, bo nauczamy czegoś, co dla chrześcijan jest najważniejszą sprawą w życiu. Dodatkowy obowiązek? Nawet się nad tym nie zastanawiam, bo przecież szkółka musi być i ktoś musi ją prowadzić. Posługujemy się programem przygotowanym przez Stowarzyszenie MED z myślą o szkółkach, z którego korzystają różne Kościoły protestanckie. Niektórzy przeszli specjalne kursy dla nauczycieli szkółek, ale nie jest to wymóg konieczny. Ostatecznie to cały zbór decyduje, kto się do tego nadaje. Nie wyobrażam sobie, żeby kursy mogła prowadzić osoba, która ma nieuporządkowane życie wewnętrzne.
Ale szkółka to jedynie uzupełnienie religijnej edukacji prowadzonej w domu: - Rodzina jest najważniejszą szkołą religii. Jeśli dzieci nie dostrzegają życia zgodnego z nauką ewangeliczną u swoich rodziców, nauka w szkole nie przyniesie efektów. Dzieci są znakomitymi obserwatorami i cenią sobie to, gdy dorosły nie tylko przestrzega przed grzechem, ale i sam się do niego przyznaje - dodaje Magda.

Czas białych sukienek
Sylwia z Kościoła zielonoświątkowego sprawuje nadzór nad 20-osobową grupą dzieci ze szkółki: - Mimo że dzieci są podzielone na grupy, utrzymanie w ryzach takiej gromadki nie jest łatwą rzeczą. Musimy być doskonale przygotowani, żeby nie pozwolić na chwilę nudy. Ważne jest, aby miały poczucie, że nauczyciel jest blisko ich problemów. Dlatego wspólnie modlimy się o rozwiązanie różnych problemów i analizujemy, jak Bóg pomaga nam je rozwiązywać.

Ta bliskość pozwala nauczycielowi ocenić dojrzałość dziecka, gdy jako nastolatek deklaruje zamiar ochrzczenia się (w wielu Kościołach protestanckich praktykuje się zasadę chrztu dorosłych): - Taka decyzja musi być świadoma i samodzielna. Nie może wynikać tylko z chęci naśladownictwa innych.

Dzieci przychodzą do szkółki z różnymi problemami, również z tymi, które wynikają z odmienności. - Dziś już na szczęście ten problem istnieje w coraz mniejszym stopniu niż przed laty, gdy wprowadzano religię do szkół - zapewnia pastor Molin.
- Katolickie dzieci nawet zazdroszczą, że nasze mogą urwać się wcześnie do domu - śmieje się Sylwia. Problem pojawia się wiosną, gdy katoliccy rówieśnicy przystępują do pierwszej komunii. - To jest trudne zwłaszcza dla dziewczynek, które nie mogą chodzić w pięknych białych sukienkach. Nasi rodzice starają się w tym czasie również kupować dziecku jakiś ciekawy prezent. Rozmawiamy o tych sprawach w szkółce, dzieci spostrzegają, że wielu ich rówieśników przyjmuje Chrystusa tylko dla prezentów, czują, że coś jest nie tak. Magda: - Cieszy mnie, że dzieci od nas są wśród rówieśników postrzegane jako źródło wiedzy o Biblii.

W nauczaniu religii nie ma recept ze stuprocentową skutecznością. Dzieci Doroty przez całe dzieciństwo uczęszczały do szkółki prowadzonej przez mamę. Dwoje z nich z nadejściem dorosłości przestało się pojawiać na nabożeństwach: - Dobrze wiedzą, jakie koszty ponosi się próbując żyć po chrześcijańsku i w tej chwili nie czują się gotowe, aby je płacić. Znają jednak podstawy chrześcijaństwa na tyle, że nie dadzą się zwieść pseudochrześcijańskiej filozofii. Kiedyś więc dokonają wyboru - przyjmą Chrystusa lub odrzucą go w całości. Mnie pozostaje tylko modlitwa.

Szkółka po katolicku
Pomysł na szkółkę spodobał się członkom katolickiej wspólnoty Dom Zwycięstwa przy parafii św. Maksymiliana w Toruniu. Członkowie wspólnoty spotykają się w każdą sobotę, wielu z nich ma dzieci, więc powstaje naturalny problem opieki nad nimi. - Wspólnoty to w Kościele katolickim zjawisko stosunkowo nowe, w przeciwieństwie do protestantów, u których istnieją od stuleci. Nie mamy zatem doświadczenia w prowadzeniu szkółek, przypatrujemy się więc, jak to robią protestanci - mówi Sławomir Trawicki, jeden z liderów Domu Zwycięstwa. - Mądre zagospodarowanie czasu dzieciom jest lepsze niż tylko pilnowanie, aby nie hałasowały.
fot. autor

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska