To słowa pracowników Toruńskiego Przedsiębiorstwa Przemysłu Drzewnego S.A., które ma 11 zakładów terenowych, w tym jeden w Warlubiu. - Pracuje tu około 30 osób i wszyscy jesteśmy załamani sytuacją naszej firmy - mówią „Pomorskiej”.
Problemy zaczęły się w listopadzie.
- Biuro zamknęli na cztery spusty. Przyjechał jakiś wulgarny facet, który ostrzegł nas, że jeśli chcemy mieć pracę, to mamy zapier... - opowiada Czytelnik. - Zasuwaliśmy więc wszystkie soboty, braliśmy nadgodziny. Jeden z nas, który trochę się w tym orientuje, oszacował, że zrobiliśmy około 30 proc. roboty więcej. Dlatego byliśmy podwójnie wściekli, gdy odebraliśmy przedświąteczną wypłatę. Każdy z nas dostał średnio o 800 zł mniej, czyli około 1300 zł.
Próbowali wyjaśnić tę sprawę, ale nie mieli z kim.
- Nie mamy łącznika z dyrekcją. Wszyscy o nas zapomnieli. Ubikacje w naszym zakładzie nie były sprzątane od miesięcy. Wyglądają koszmarnie. Nie są tu przestrzegane elementarne przepisy BHP. Mamy potężne maszyny, wysokie napięcie, a trafostacja jest rozbebeszona, kable sterczą na zewnątrz. Patrząc na to wszystko tylko boimy się o swoją przyszłość. Trudno było od tego strachu uciec w minione święta. I tak ma wyglądać następny rok?
Skontaktowaliśmy się z Arkadiuszem Boniewskim, dyrektorem Toruńskiego Przedsiębiorstwa Przemysłu Drzewnego. Zapytaliśmy, dlaczego pracownicy z zakładu w Warlubiu zarobili mniej i czy będzie im to wyró- wnane, a także czy sytuacja w Warlubiu jest tak trudna, że pracownicy tego zakładu powinni się obawiać zwolnień?
Dyrektor odpowiedział tylko tyle: - Ujemny wynik finansowy przedsiębiorstwa spowodował wypłacenie wynagrodzeń w terminie, lecz bez premii. Dodatkowo pracownicy otrzymali dodatkowe świadczenia z Zakładowego Funduszu Świadczeń Socjalnych.
Zapytaliśmy jeszcze czy ktoś ogarnie trafostację i toalety? Boniewski nie odniósł się do tych pytań, ale pracownicy poinformowali nas, że po rozmowie dyrekcji z „Pomorską” zostały wyznaczone osoby do sprzątania ubikacji, a trafostacja zabezpieczona.
