www.pomorska.pl/torun
Więcej informacji z Torunia znajdziesz na stronie www.pomorska.pl/torun
Nikola Woźniak urodziła się 3,5 roku temu. Była wcześniakiem, ale nic nie zapowiadało tak poważnych kłopotów. Gdy miała półtora roku, matka zauważyła, że dziwnie drgają jej gałki oczne. Zaniepokojona odwiedziła kilku lekarzy. Ci mówili o białych tarczach, zalecili rehabilitację, zapowiedzieli dalsze badania. Tymczasem dziewczynka traciła wzrok. - W końcu niemal wymusiłam na pani neurolog skierowanie na tomografię - wspomina pani Beata, mama Nikoli.
Przeczytaj: Na osiedlu Nowe Tarpno w Grudziądzu powstała kolejna rodzinna placówka opiekuńcza. Razem mamy ich już cztery
Okazało się, że zanik nerwów ocznych jest spowodowany glejakami. Pierwsze badanie pokazało dwa guzy. Kolejne już osiem. Prawdopodobnie złośliwe i umiejscowione tak, że lekarze odradzają ich usuwanie.
- Mówią, że po takiej operacji na pewno przestałaby widzieć. A tak jest szansa, że uda się to zatrzymać i Nikola choć częściowo zachowa wzrok - mówi pani Beata.
Do tej pory mała przyjęła już 10 dawek chemioterapii. Kolejna czeka ją jeszcze w tym tygodniu. Na leczenie i badania jeździ do szpitala w Bydgoszczy. Czasem nawet co drugi dzień. To dla pani Beaty, samotnej mamy, spory kłopot organizacyjny i finansowy.
- Nie mam samochodu, więc jesteśmy zdane na pomoc innych. Nie zawsze udaje się zorganizować transport i wtedy jedziemy autobusem. Lekarze chwytają się za głowy, bo dziecko w trakcie chemii powinno unikać tłumu. Każda infekcja może być bardzo groźna - wyjaśnia kobieta. I dodaje, że szczęśliwie Nikola łagodnie znosi terapię. - Choć bardzo boi się zastrzyków - dodaje.
Przeczytaj: Maks jest już po przeszczepie!
Ze względu na ryzyko infekcji dziewczynka nie może pójść do przedszkola, a pani Beata podjąć pracy. - Ze skromnych zasiłków i alimentów trudno związać koniec z końcem - mówi mama. - Idzie zima, a ja zalegam z opłatami za gaz i prąd na kilkanaście tysięcy. Nie ma szans na remont mieszkania, a na ścianie grzyb. Spore pieniądze idą na środki czystości, bo trzeba tu sprzątać kilka razy dziennie, myć podłogi i co wieczór zmieniać pościel. Strach pomyśleć, co będzie, gdy skończy się leczenie w szpitalu i same będziemy musiały kupować leki.
Na dodatkowe wsparcie ze względu na chorobę dziecka nie może liczyć. - Z różnych instytucji odsyłają mnie z kwitkiem. A to żądają kolejnych zaświadczeń od lekarza, a to każą przyjść w kolejnym roku budżetowym. O rehabilitacji na razie nie ma mowy. Ostatnio dostałam z opieki zasiłek na leczenie w wysokości 60 zł. To starczyło na tygodniowy zapas odżywek wzmacniających po chemioterapii - mówi mama Nikoli.
Dlatego zdecydowała się zaapelować do Czytelników o pomoc: - Przydadzą się środki czystości i pościel. Może ktoś mógłby pomóc w dojazdach do Bydgoszczy, zakupie Nutridrinków albo przy chociaż częściowej spłacie zadłużenia za gaz i prąd. Bardzo proszę o wsparcie.
Osoby, które chciałyby pomóc rodzinie Woźniaków są proszone o kontakt z redakcją "Gazety".
Czytaj e-wydanie »