Słuchając go odnosiłem bowiem wrażenie, że polityczna poprawność i obłuda chadzają najczęściej parami. Ilość komunałów na minutę przerastała nawet niektóre wystąpienia Breżniewa.
U stóp Kolumny Zwycięstwa w parku Tiergarten najpotężniejszy człowiek świata plótł typowo amerykańskie dyrdymały. "Żadne prawo nie może stać ponad pragnieniem sprawiedliwości, wolności i pokoju" - deklarował Obama zza grubej tafli kuloodpornego szkła. Słowa "wolność", demokracja" i "prawa człowieka" odmieniał przez wszystkie przypadki. Nie wspomniał zaś o trwającej w Iraku rzezi, o beznadziejnej wojnie w Afganistanie i prawach Palestyńczyków do swojego państwa. Ale najzabawniejszy fragment dotyczył amerykańskiego systemu globalnej inwigilacji, który nikomu - prócz terrorystom - nie zaszkodzi, bo nad nim czuwają sądy Stanów Zjednoczonych.
Ku mojemu zaskoczeniu niemieccy komentatorzy byli bardzo zgodni. Ocenili, że prezydent USA "mówił o wielu rzeczach, by nie powiedzieć o niczym".
Czytaj e-wydanie »