Trzy pytania do prof. Longina Pastusiaka amerykanisty i politologa
- Pański kolega, amerykanista prof. Zbigniew Lewicki powiedział wczoraj, że nowy prezydent USA Barack Obama będzie lekceważył Europę, bo jej nie zna i nie lubi. Zgadza się pan z tą opinią?
- To nonsens! Ostatni rok wykładałem w USA i śledziłem kampanię wyborczą. Jestem przekonany, że już niedługo Barack Obama zmieni na korzyść stosunki z Europą i resztą świata. Nowy prezydent uważa, że należy rozmawiać ze wszystkimi, którzy tego chcą, nie wyklucza poprawy stosunków nawet z Afganistanem czy Kubą. Obama chce odrodzić model amerykańskiej polityki "soft power" polegającej na pozamilitarnym wpływie na świat. Twierdzi, że Ameryka może odzyskać autorytet i przywództwo za sprawą silnej gospodarki, zdrowych finansów, dobrej dyplomacji i kultury. Nowy prezydent zapowiada też odejście od unilateralizmu George'a W. Busha, polegającego na jednostronnym, egoistycznym podporządkowywaniu świata USA.
- Odzyskanie autorytetu przez Amerykę będzie możliwe po 8 latach fatalnych rządów republikanów?
- Nie widzę powodów, by 44 prezydent USA nie dotrzymał słowa w trzech kluczowych sprawach, o których mówił podczas kampanii. Pierwsza to intensyfikacja stosunków z Europą. Druga - wycofanie w ciągu 16 miesięcy wojsk z Iraku. Trzecia sprawa to ochrona środowiska. W USA żyje zaledwie 5 proc. ludności świata, a amerykański przemysł emituje 25 proc. szkodliwych dla środowiska substancji. Dla Europy to niezwykle drażliwa sprawa, o której Georg W. Bush w ogóle nie chciał rozmawiać. Oczywiście, Obama najpierw musi poradzić sobie z amerykańskim kryzysem finansowym i wierzę, że zrobi to szybko i skutecznie.
- Szefem administracji Białego Domu, faktycznie drugą osobą w państwie, zostanie przyjaciel Polaków Rahm Emanuel. To dobrze wróży stosunkom z Polską?
- Tu nie oczekiwałbym zbyt wielkich zmian, poza jedną. Demokraci są sceptyczni wobec tarczy antyrakietowej. Uważają, iż ten system jest niewiarygodny i militarnie niesprawdzony. Obama wielokrotnie mówił, że USA nie zagrażaja "bandyckie kraje" - jak twierdził Bush - choćby dlatego, że nie mają rakiet transkontynentalnych. Na dodatek tarczy sprzeciwia się stanowczo Rosja, co grozi nowym wyścigiem zbrojeń. A na to USA nie mogą już sobie pozwolić. Na dwie prowadzone przez Amerykę wojny podatnicy wydają 500 miliardów dolarów rocznie! Część tych pieniędzy Barack Obama będzie musiał przeznaczyć na rozwiązanie wielu problemów społecznych, które zostawili mu w spadku republikanie. John McCain zapowiadał natychmiastową budowę elementów tarczy m.in. w Polsce, natomiast nowy prezydent znacznie odsunie ten projekt w czasie, o ile w ogóle z niego nie zrezygnuje.