Doszły polityczne. Tak było też w Bydgoszczy, gdzie pierwsza zastrajkowała załoga "Telfy-Telkom".
Oficjalnie rząd mówił o rozszerzeniu listy cen komercyjnych (młodzi niech zapytają rodziców, co to było), ale od 1 lipca drożej było nawet w zakładowych stołówkach. Pierwsi zaprotestowali robotnicy Mielca, Poznania, Tarnobrzegu. Potem dołączyli kolejarze z Lublina. Gdy dostali podwyżki, strajk zakończyli.
Z gdańskimi stoczniowcami już tak łatwo nie było. Zaczęli 14 sierpnia. Pod datą 18 sierpnia, w strajkowym kalendarium, czytamy:
- na wniosek komitetów strajkowych władze Trójmiasta wydały zakaz sprzedaży alkoholu;
- Międzyzakładowy Komitet Strajkowy przedstawił wojewodzie gdańskiemu listę 21 postulatów;
- powstał MKS w Szczecinie.
Tego samego dnia dołączyła bydgoska "Telfa-Telkom". Strajk zainicjowało trzech pracowników: Zygmunt Grajewski, Jan Smykowski i Piotr Górski. "Na pierwszej zmianie ponad 300 osób przerwało pracę. (...)Strajk był kontynuowany przez pracowników drugiej zmiany.(...) Strajkujący domagali się utworzenia wolnych związków zawodowych, zniesienia cenzury, poprawy zaopatrzenia kraju w artykuły mięsne, zrównania zasiłków rodzinnych zatrudnionych w gospodarce narodowej z otrzymywanymi przez wojsko i milicję" - pisze dr Tomasz Chinciński, historyk z bydgoskiego IPN (artykuł "Od strajków sierpniowych do wydarzeń marcowych. Pierwsze miesiące NSZZ "S" w Bydgoszczy").
Tego dnia nie było również spokoju w Zakładach Radiowych "Unitra-Eltra"; w przekazanych dyrekcji postulatach stwierdzono, że załoga "solidaryzuje się z żądaniami stoczniowców Gdańska i Gdyni w sprawie utworzenia wolnych związków zawodowych, domaga się rekompensaty płac w postaci przyznania dodatków do pensji, a nie do premii, udzielenia wolnych sobót niezależnie od wypracowania planu, zrównania dodatków rodzinnych z dodatkami wojskiem i milicją oraz stworzenia takich samych warunków wyżywienia (punkty sprzedaży mięsa) jak w tych instytucjach" .
Pod koniec sierpnia strajkowała większość zakładów w mieście. Stał także "Romet", uznawany - z powodu Jana Rulewskiego - za kolebkę "Solidarności" w mieście nad Brdą.
- Przy drzwiach zamkniętych, ale demokratycznie, rada zakładowa proklamowała strajk, do którego przyłączyła się cała załoga. Wypadki biegły błyskawicznie: szturmowaliśmy siedzibę związków i radiowęzeł. Działały na nas chyba jakieś fluidy z Gdańska: nikt nie miał doświadczeń strajkowych, ale wiedzieliśmy że trzeba opanować radiowęzeł, rozstawić warty i wysłać emisariuszy do innych zakładów - mówił wywiadzie udzielonym PAP (w 25. rocznicę powstania NSZZ "Solidarność") Jan Rulewski, w sierpniu 1980 r. pracownik Ośrodka Badawczo-Rozwojowego w "Romecie".