Odebranie dzieci siłą ma drugie dno: konflikt matki i ojca. Po rozstaniu ona wróciła z dziećmi do Bydgoszczy w rodzinne strony. On został w domu pod Warszawą.
- Do porwania moich siostrzeńców doszło w Bydgoszczy w poniedziałek rano, przed godziną 9, a policja przez ponad dobę prawie nic nie zrobiła - uważa wujek.
- Niby rozmawiała przez telefon z ojcem dzieci. Skąd jednak funkcjonariusze wiedzą, że facet, podający się za tatę dzieci, to na pewno ich ojciec, a nie ktoś podstawiony?
Gdy pod piekarnię na bydgoskich Wyżynach podjechał samochód, wyskoczyło z nich czterech mężczyzn. Siłą odebrali dziadkowi wnuki (6 i 7 lat), które szły z nim do sklepu.
- Siostrzenica i siostrzeniec płakali, a ci mężczyźni wsadzili maluchy do auta i odjechali. Trzech świadków to widziało, ale do teraz, z tego, co wiem, nie zostali przesłuchani, tylko spisano ich dane - mówił nam we wtorek około godz. 13 wujek dziewczynki i chłopca.
Krewny kontynuuje: - Już wcześniej zawiadomiliśmy policję, że ktoś nas śledzi i robi zdjęcia. Służby nic z tym nie zrobiły. Skutek jest taki, że ojciec zapłacił czterem facetom, aby złapali dzieci i do niego dowieźli. On już na nich czekał w innym miejscu miasta. Nie wiemy, gdzie teraz cała trójka przebywa.
- Możemy z całą pewnością stwierdzić, że sprawa ma wymiar konfliktu rodzicielskiego - zaznacza kom. Przemysław Słomski z biura prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Bydgoszczy. - O sytuacji powiadomiliśmy sąd rodzinny w Bydgoszczy.
- Parę tygodni temu moja siostra złożyła dokumenty o ustanowienie opieki nad dziećmi - podkreśla wujek. - Na razie czekamy na krok sądu.
Flash INFO, odcinek 21 - najważniejsze informacje z Kujaw i Pomorza.
