Wczoraj o godz. 15 tłum wiernych stanął na mogile w Mniszku, dokąd 70 lat temu wojska niemieckie wywiozły 10 tysięcy ludzi, by zamordować ich bestialsko i zakopać w dole po żwirowni. Wśród zebranych wielu było takich, co pamiętali krzyk zabijanych tu dzieci z domów dziecka, podopiecznych szpitala psychiatrycznego w Świeciu, mieszkańców Świecia, Grudziądza, Chełmna, Bydgoszczy i Starogardu Gdańskiego. Niektórzy z nich odważyli się wtedy podejść bliżej, by na własne oczy zobaczyć i zapamiętać rozmiar hitlerowskiej zbrodni.
Ostatnia wola hrabiego
Był wśród nich Ulrich - ojciec Wilhelma von Schwerin von Schwanenfelda - spadkobiercy majątku w pobliskich Sartowicach. Obejmował on także Mniszek. - O tym że mój ojciec był świadkiem tragedii, jaka się tu wydarzyła, dowiedziałem się z jego testamentu, po egzekucji ojca w 1944 roku. Postanowił w nim, byśmy my, jego potomkowie, postawili tu wysoki, dębowy krzyż z następującą inskrypcją: "Tu spoczywa 1400 - 1500 Chrześcijan i Żydów. Niech Bóg będzie łaskawy dla ich dusz i dla ich oprawców."
Hrabia Wilhelm wyznał, że udział we wczorajszej mszy był dla niego ogromnym, osobistym przeżyciem. - Moje myśli krążą wokół mojego ojca, zamordowanego przez nazistów - powiedział.
Ulrich von Schwerin von Schwanenfeld, żarliwy chrześcijanin, sprzeciwiał się wojnie Adolfa. 20 lipca 1944 roku w Gierłoży niedaleko Kętrzyna, tzw. Wilczym Szańcu, wraz z przyjaciółmi przygotował zamach na Hitlera. Podłożyli bombę zegarową obok jego siedzenia w kwaterze. Niestety, Hitler przeżył wybuch. Hrabia Ulrich zapłacił za to życiem 8 września 1944 roku. - Smutne wspomnienia to jedna ze stron naszej wspólnej polsko - niemieckiej historii. Ponieważ jednak czuję się mocno związany z tym miejscem, odczuwam także radość. Radość z tego, że ludzka świadomość trwałego pokoju jest obecnie w Europie tak silna, że umarłym - jako świadkom tyranii - udało się osiągnąć to, że dzisiaj my, zjednoczeni w pokoju, możemy razem - ręka w rękę - przeżywać nasz los jako sąsiedzi - podsumował Wilhelm von Schwerin von Schwanenfeld.
Są tu co rok
Rangę pokoju w Europie podkreślał także ks. infułat Stanisław Grunt, który celebrował wczorajszą mszę św. w Mniszku. - Trzeba wybaczyć zbrodniarzom, ale nie można zapomnieć o tragedii, do której tu doszło, żeby nigdy więcej się ona nie powtórzyła - podkreślał.
W jego słowa wsłuchiwało się wielu zebranych: potomków ofiar, mieszkańców okolicy, lokalnych władz, żołnierzy, dzieci, młodzieży i starszych. Jest wśród nich spora grupa, która na uroczystej mszy św. w Mniszku stawia się co rok, niezależnie od pogody. Niektórzy przynoszą ze sobą turystyczne krzesła, bo zawsze brakuje miejsca - tylu ludzi chce hołd pomordowanym bestialsko w lesie w Mniszku.