Był najbardziej niezwykłym artystą, jakiego można sobie wyobrazić. Malował świętych i uczonych, rytmy przyrody i katastrofy. Rzeźbił ule i anioły. Robił zabawki i machiny oraz instrumenty. Tworzył bajeczne księgi, w których ilustrował swoje myśli, cytując filozofów i mędrców. Nikt go tego nie nauczył, sam z siebie wykrzesał talent, który przyniósł mu sławę i uznanie.
A przy tym był niesamowicie ciepłym człowiekiem, życzliwym i nastawionym na kontakt z drugim człowiekiem. Miał poczucie własnej wartości, ale nie zadzierał nosa i nie chełpił się nagrodami i zaszczytami. Jego dom był jedną wielką pracownią i salonem wystawowym. Gdy się tu wchodziło po raz pierwszy, trudno było powstrzymać jęk zachwytu. Niesamowita aura dzieł Chełmowskiego trafiała do odbiorców w różnym wieku, a muzea chciały gromadzić jego prace. Wiele trafiało też do prywatnych kolekcji. I tylko szkoda, że Chełmowski nic nam już nie namaluje i nic już nam nie powie...