Przyzwyczailiśmy się, że mówiąc o zmarłych podświadomie staramy się to robić nobliwie, często z zupełnie zbędnym namaszczeniem. Szczególnie podczas oficjalnych uroczystości, gdzie wspomnienia mają być kurkiem otwierającym potok łez. Tym razem było zupełnie inaczej. Bo czy można z ponurą powagą mówić o człowieku mającym tak nieprzebrane pokłady poczucia humoru, którym chciał zarażać innych? Z pewnością nie. Dlatego uczniowie i absolwenci Gimnazjum nr 1 w Świe-ciu, gdzie uczył Cezary Pa-jąkowski, postawili sobie zupełnie inny cel. Zebrali kilkadziesiąt anegdot, najlepiej obrazujących "pana od przyrody", będącego nie tylko nauczycielem, ale także człowiekiem starającym się zasłużyć na miano ich przyjaciela, powiernika. To trudna sztuka. W tym zestawie nie mogło zabraknąć opowieści o: tak lubianych przez niego sękaczach, precyzyjnym planie poznania przyszłej żony, czy afrykańskiej muszce tse-tse wielkości gołębia.
Ulubiony Gabriel
Ale w pamiętnym wypadku zginął również 14-letni syn Cezarego. Michał potwierdzał przysłowie, że jabłko pada niedaleko od jabłoni. Chyba nie było takich, którzy mogliby powiedzieć, że go nie lubili. On również pojawiał się w kolejnych opowieściach, których dopełniały wyświetlane na ekranie zdjęcia i krótkie, nieme filmy.
To była pierwsza cześć. W drugiej znalazł się koncert, na który złożyły się utwory Petera Gabriela w doskonałej i często zaskakującej aranżacji miejscowych muzyków.
Tekst i fot.