- W internecie roi się od ogłoszeń, które zamieszczają ludzie sprzedający różne pestycydy w bardzo niskich cenach - informuje rolnik z powiatu ino-wrocławskiego. - Wielu gospodarzy wie, że nie warto kupować środków z podejrzanego źródła, ale wciąż są tacy, co dają się skusić. Jeden z rolników kupił świństwo przez internet i pozbył się w ten sposób nie tylko chwastów, ale i zboża.
Produkował nielegalnie
Niedawno nielegalną linię produkcyjną środków ochrony roślin wykryli policjanci w powiecie kraśnickim (województwo lubelskie). Zabezpieczyli m.in. ponad ćwierć tony substancji, plastikowe opakowania, etykiety papierowe oraz hologramy zawierające zastrzeżone znaki towarowe znanych koncernów chemicznych.
- Policjanci z Wydziału do walki z Przestępczością Gospodarczą przeanalizowali internetowe oferty sprzedaży środków ochrony roślin po bardzo atrakcyjnych cenach i ustalili, że to podrobione produkty - mówi podkom. Renata Laszczka-Rusek z KWP Policji w Lublinie. - Te środki były sprzedawane przez internet, więc mogły trafić także do województwa kujawsko-pomorskiego.
Zdaniem policjantów do produkcji użyto nieznanych substancji chemicznych, nieprzebadanych pod względem szkodliwości i toksyczności. Podróbki mogą być niebezpieczne dla zdrowia ludzi i środowiska. Stosowanie ich prawdopodobnie nie przyniosło zamierzonych efektów i mogło zaszkodzić uprawom. Tę sprawę prowadzi policja w Kraśniku i tam powinni się zgłaszać ci, którzy dali się skusić na nielegalne preparaty.
Z przemytu bez gwarancji
W internecie nie brakuje też ofert produktów przemycanych przez granice. Są to nie tylko środki adresowane do rolników, ale i właścicieli nawet małych działek. Sprzedawcy zapewniają, że np. ukraińskie odpowiedniki polskich preparatów są prawie tak samo skuteczne, ale o połowę tańsze.
Termin realizacji zamówienia - tydzień lub dwa. Gwarancje? Żadne!
- Do ubiegłego roku w Polsce nie było zarejestrowanego środka do ochrony roślin strączkowych i wtedy kwitł także handel preparatami z Niemiec, czy Francji - mówi Stanisław Kulwicki, rolnik z Borówna (koło Chełmna). - Niedawno dostałem propozycję zakupu słowackiego aktywatora pobudzającego wzrost roślin. Domokrążca zapewniał, że to porządny środek, miał ulotki i etykiety w języku polskim. Ale zastanowił mnie skład środka (dużo w nim metali ciężkich) i brak informacji o terminie produkcji. Nie mam zamiaru go zużyć, bo może powstał w garażu.
- Osoby, które mają wątpliwości, czy kupiły legalny środek, mogą się do nas zgłaszać z tymi preparatami - mówi Dariusz Pliszka, zastępca Wojewódzkiego Inspektora Ochrony Roślin i Nasiennictwa w Bydgoszczy.
Czytaj e-wydanie »