Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pięć dni pod ziemią

Redakcja
Fot. Fotorzepa
Uwięziony na głębokości 1030 m górnik Zbigniew Nowak spędził w ciemnościach 111 godzin. Wczoraj o 9.22 był już na powierzchni.

     - Można powiedzieć, że to był cud - ocenia Bogusław Wypych, dowodzący akcją w chwili, gdy ratownicy poprzez rurociąg służący normalnie do odprowadzania metanu usłyszeli głos górnika. Choć od zaginionego dzieliło ich 9 metrów, dotarli do niego po około 2,5 godziny. Wykorzystywali każdą szczelinę, drążąc przejście tak wąskie, żeby tylko mógł przecisnąć się tam człowiek. Pracowali małymi łopatkami i rękami. Rurociągiem podali górnikowi lampkę i napój. Zbigniew Nowak miał na tyle sił, żeby samemu podczołgać się kilka metrów w kierunku ratowników.
     - Gdy do niego dotarliśmy, poprosił o jabłko i wodę mineralną. Stracił poczucie czasu - _relacjonuje Janusz Jarząbek, szef zastępu ratowniczego.
     Przez ponad cztery doby górnik był w miejscu, gdzie w minioną środę, krótko po godz. 18, zastał go wstrząs. Stał wtedy przy telefonie. Meldował przełożonym, że po pierwszym wstrząsie, który miał miejsce pół godziny wcześniej, wszystko jest w porządku. Nagle nastąpiło tąpnięcie, którego siłę dyrektor kopalni Kazimierz Dąbrowa porównał do "małego trzęsienia ziemi".
     Górnik przeżył, bo nie został przygnieciony, a w pobliżu doszło do przerwania rurociągu, którym cały czas płynęło powietrze. Zbigniew Nowak jest specjalistą metanometrii - wiedział, że przesunięcie się nieco dalej mogłoby oznaczać wejście w atmosferę niezdatną do oddychania.
     Ratownicy mieli pewność, że idą we właściwym kierunku dzięki sygnałowi, emitowanemu od kilkudziesięciu godzin przez nadajnik umieszczony w lampce zaginionego górnika. Przez ostatnie dwa dni posuwali się bardzo powoli. Musieli kruszyć litą skałę i rozcinać blokujące im drogę metalowe części obudowy chodnika i urządzeń. Ręcznie przebierali rumowisko.
     Lekarze podejrzewali, że stan górnika po pięciu dniach pod ziemią, będzie zły. -
Nie ma żadnych zaburzeń układu oddechowego i układu krążenia. Zaburzenia metaboliczne są mniejsze niż się spodziewaliśmy - cieszył się dr Lech Krawczyk ze szpitala w Sosnowcu. - Przeżycie ułatwiła mu panująca w miejscu wypadku temperatura 28 stopni C, dzięki czemu nie doszło do wychłodzenia organizmu i nie stracił zbyt wiele wody.
     Żonę Marlenę i swoją pięcioletnią córeczkę Laurę ocalony górnik przywitał słowami: "Cześć, bąble". Pani Marlena cały czas wierzyła w powrót męża. Jak mówi w chwilach zwątpienia pomagała jej Laura: - _Tupała nogą i mówiła, że mamy nie płakać, bo tatuś żyje
.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska