Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po 61 latach Hanna Schwendtmayer przyjechała do rodzinnej Bydgoszczy

Małgorzata Wąsacz, [email protected], tel. 52 32 63 215
Rodzinny spacer ulica Gdańską - lata 20. Od lewej idą: Hania, brat Alfred, mama Elfrieda oraz kuzynka Inge.
Rodzinny spacer ulica Gdańską - lata 20. Od lewej idą: Hania, brat Alfred, mama Elfrieda oraz kuzynka Inge. fot. archiwum rodzinne
Zawsze zachwycała ją Wenecja Bydgoska. Lubiła wycieczki do Rynkowa i spacery bydgoskimi ulicami. Po ponad 60 latach, w sierpniu 2006 roku, Hanna Schwendtmayer, odwiedziła swoje ukochane miasto.

Popyt na peruki

Hanna Schwendtmayer w sierpniu 2006 roku podczas pobytu w Bydgoszczy
Hanna Schwendtmayer w sierpniu 2006 roku podczas pobytu w Bydgoszczy fot. Wojciech Wieszok

Hanna Schwendtmayer w sierpniu 2006 roku podczas pobytu w Bydgoszczy
(fot. fot. Wojciech Wieszok)

Niestety, przyjechała zaledwie na kilka dni.
- To moja sentymentalna podróż do korzeni. Trudno jest mi wyrazić, jak bardzo cieszę się, że znowu jestem w miejscach szczególnie mi bliskich - podkreśla pani Hania.
Wśród tych miejsc najważniejsza jest kamienica przy ul. Gdańskiej 31. To tutaj, w mieszkaniu na pierwszym piętrze, Hania Sikorska przyszła na świat 24 sierpnia 1921 roku.

Na dole mieścił się zakład fryzjerski i perfumeria. - Założył je mój dziadek Jerzy Sikorski, a po jego śmierci interes prowadzili moi rodzice. Na brak klientów nie narzekali, bo zakład cieszył się renomą. Nie tylko można było tutaj przyjść i zamówić piękną fryzurę, ale również kupić perukę. Wbrew pozorom w międzywojennej Bydgoszczy był to towar rozchwytywany.

- Bardzo się wzruszyłam, gdy zobaczyłam, że do dziś w tym miejscu działa zakład fryzjerski. Jego tradycja liczy już ponad 130 lat. Trudno mi w to uwierzyć, bo pamiętam, że jak byłam małą dziewczynką, to rodzice uroczyście świętowali półwiecze zakładu. Wydaje się, że to było tak niedawno. A przecież minęło już osiemdziesiąt lat - opowiada.

Skąd ta wizyta?

Bruno Sikorski z zona Elfriedą oraz dziećmi: Hanią i Alfredem
Bruno Sikorski z zona Elfriedą oraz dziećmi: Hanią i Alfredem ARCHIWUM RODZINNE

Bruno Sikorski z zona Elfriedą oraz dziećmi: Hanią i Alfredem
(fot. ARCHIWUM RODZINNE)

Skąd ta wizyta?

Hanna Schwendtmayer 7 października 1944 roku poślubiła Austriaka. W 1945 roku wyjechali do Austrii. Siedem lat później wyemigrowali do Kanady.

Pani Hania zaangażowała się w działalność Towarzystwa Austriacko-Kanadyjskiego. Od Związku Austriaków za Granicą, działającego w Wiedniu, kanadyjskie towarzystwo dostało gazetkę "Rotweissrot". Był w niej artykuł o Towarzystwie Polsko-Austriackim w Bydgoszczy.

- Gdy zobaczyłam, że w moim rodzinnym mieście działa takie stowarzyszenie, natychmiast nawiązałam kontakt z jego prezesem, panią Lubomirą Zawadzką-Michalak. Od stycznia rozmawiałyśmy ze sobą przez telefon, aż w końcu zdecydowałam się na przyjazd - opowiada Hanna Schwendtmayer.

Lekcje u żony konsula
Jak pani Hania wspomina rodzinny dom? - Pochodzę z rodziny polsko-niemieckiej. Mój ojciec Brunon był Polakiem, a mama Elfrieda, z domu Wendt, - Niemką. Dlatego też w naszym domu mówiło się po niemiecku. Koledzy o koleżanki wiedzieli o tym, więc często nazywali mnie Szwabką, a mojego młodszego brata Alfreda - Szwabem. Nie złościło nas to wcale - słyszymy.
Państwo Sikorscy bardzo dbali o edukację swoich dzieci. Hania już będąc w szkole powszechnej pobierała prywatne lekcje angielskiego u żony amerykańskiego konsula. - Proszę sobie wyobrazić, że tak się moje życie potoczyło, że od 1952 roku mieszkam w Kanadzie. Tak więc angielski jest językiem, którego codziennie używam - wyjaśnia.

Malownicza Wenecja

Hanna Schwendtmayer podczas wizyty w salonie fryzjerskim przy ul. Gdańskiej 31, w sierpniu 2006 roku. Gościa otaczają pracownicy salonu.
Hanna Schwendtmayer podczas wizyty w salonie fryzjerskim przy ul. Gdańskiej 31, w sierpniu 2006 roku. Gościa otaczają pracownicy salonu. FOT. JAROSŁAW PRUSS

Hanna Schwendtmayer podczas wizyty w salonie fryzjerskim przy ul. Gdańskiej 31, w sierpniu 2006 roku. Gościa otaczają pracownicy salonu.
(fot. FOT. JAROSŁAW PRUSS)

Jak pani Hania zapamiętała przedwojenną Bydgoszcz?

- Zawsze zachwycała mnie Wenecja Bydgoska. Uważam, że to jeden z najbardziej urokliwych zakątków naszego miasta. Mieszkałam niedaleko, więc często tutaj zaglądałam. Naszą rodzinną tradycją były wycieczki do Rynkowa. To właśnie tutaj tatuś po raz pierwszy założył mi narty i nauczył na nich jeździć. Z Rynkowem kojarzy też mi się wspaniała restauracja. Aż żal, że pozostały po niej tylko wspomnienia - mówi.

Takie zielone ulice

A bydgoskie ulice? Przed wojną wydawały się takie szerokie, eleganckie, zielone. Urzekały drzewa, które rosły wzdłuż ul. Gdańskiej. - Chodziłam do szkoły na rogu Warmińskiego i Dworcowej, więc moja codzienna droga wiodła właśnie Gdańską - słyszymy.

Pani Hania dodaje, że czasem, spacerując po mieście, z koleżankami zaglądały na bydgoskie cmentarze. - W mojej rodzinie była specyficzna sytuacja. Dziadek Jerzy Sikorski został pochowany na cmentarzu Starofarnym. Jego żona spoczywa na cmentarzu ewangelickim przy ulicy Zaświat, a inni członkowie rodziny - przy ulicy Jagiellońskiej. Dziś tej nekropolii już nie ma. A szkoda - podsumowuje pani Hania.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska