Wyobraźmy sobie dyskotekę. Na parkiecie około 150 osób, a każda porusza się na miarę mistrza tańców latynoamerykańskich. Niemożliwe?
- Tak się bawimy - zapewnia z uśmiechem Wally Wójcicki, bydgoszczanin i miłośnik salsy, który uczył się od Portorykańczyków, Kubańczyków. I dodaje: - Środowisko tancerzy jest bardzo zwarte, znamy się, dość często spotykamy. Tuż przed Bożym Narodzeniem pomyślałem: a może zajmę się organizacją spotkań? Jedyny szkopuł tkwił w wyborze miejsca, bo potrzebujemy wielkiego parkietu, który wszystkich pomieści. Na szczęście udało się znaleźć odpowiedni lokal. My, bydgoscy tancerze, przyjaźnimy się z toruńskimi. Spory? Ależ skąd! Nie należymy do osób podsycających konflikt na linii Bydgoszcz-Toruń. Zamiast bezsensownie tracić czas i energię na swary, lepiej zrobić coś dla innych. Przecież dookoła jest tak wiele potrzebujących osób.
Ta historia mnie ujęła
Pan Wally skontaktował się z naszą redakcją po artykule opowiadającym o Ani Suskiej z podrypińskiego Kwiatkowa, walczącej z ubóstwem mamie jedenastoletniej Patrycji. Zadeklarował stałą pomoc.
Czytaj także: Pani Ania i jej córeczka spod Rypina żyją w skrajnej nędzy
- Poznałem ich smutną historię zaglądając na stronę internetową "Pomorskiej". Poruszyła mnie - wspomina bydgoszczanin. - Pomyślałem, trzeba działać, a że mam wspaniałych przyjaciół, szybko zebraliśmy dziecięce ubrania, zabawki, żywność. Na Patrycję czeka wymarzony komputer. Wolę zbierać rzeczy niż pieniądze, bo wtedy nikt nie będzie zachodził w głowę, czy przypadkiem nie kantuję. A niestety, zdarzają się i tacy podejrzliwi.
Pan Wally łączy przyjemne z pożytecznym - podczas tanecznych imprez w rytmach salsy robi zbiórki na rzecz samotnych matek.
Dlaczego właśnie im?
- Powód jest prosty: za mało mówi się o ich problemach - opowiada z przejęciem. - Niektórym mężczyznom brakuje honoru. Uciekną od żony, zostawią na lodzie partnerkę z czwórką dzieci do wykarmienia. Albo przepijają ostatnie pieniądze. Wścieka mnie, że w Polsce zasiłki dla samotnych matek są tak żenująco niskie. Ba, niemal głodowe.
Pan Wally ostatnie dwadzieścia lat spędził w Kanadzie. Jak podkreśla, Polaków trudniej namówić do pomocy. A i opieka socjalna w naszym kraju pozostawia sporo do życzenia.
Najlepsze artykuły za jednym kliknięciem. Zarejestruj się w systemie PIANO już dziś!
- Zapewnia dzieciom koszmarne warunki, a nie godziwe życie - wyjaśnia. - Kanadyjczycy w ciężkiej sytuacji finansowej dostają od rządu dom, możliwość udziału w szkoleniach, a zgodnie ze standardami, każde dziecko ma własny pokój. U nas każdy jest zabiegany, zaaferowany swoimi problemami. Jeśli już ktoś pomoże, to zazwyczaj jednorazowy gest. Bywa że po nakręceniu akcji charytatywnej potrzebująca osoba zostaje zasypana górą prezentów. Chwilę, potem cisza. Każdy zapomina o jej ubóstwie i znów zaczynają się kłopoty typu "co mam dziś włożyć do garnka?". Jestem więc za tym, żeby pomagać systematycznie, a nie tylko od wielkiego dzwonu. Nie opowiadam o naszych akcjach, żeby się chwalić. Absolutnie. Po prostu jestem zdania, że trzeba głośniej i częściej mówić o problemach samotnych matek, bo te kobiety nie mają łatwego życia.
Pan Wally i jego znajomi pomagają teraz trzem rodzinom w ciężkiej sytuacji materialnej. Jak zapowiadają, chcą pomóc większej liczbie osób.
Chcecie przyłączyć się do ekipy? Wystarczy napisać na maila: [email protected] albo zadzwonić pod nr 56 619 99 13.
Czytaj e-wydanie »