Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po stronie ciemności

Rozmawiał Piotr K. Piotrowski
Na planie "Tajemnicy twierdzy szyfrów"
Na planie "Tajemnicy twierdzy szyfrów" Fot. Oko Cyklopa
- W ostatnich czasach trochę dopiekli ci paparazzi, fotografując w różnych prywatnych sytuacjach. Może chcesz wygłosić jakieś oświadczenie na ten temat? - pytam aktora Borysa Szyca.

- (śmiech) Nie chcę składać żadnych oświadczeń.

- Pojawiły się zdjęcia z planu serialu "Tajemnica twierdzy szyfrów", na których wyglądasz na skatowanego, a przyczyniła się do tego postać grana przez Cezarego Żaka. To dość tajemnicza sprawa, bo tego w wątku nie ma w książce Bogusława Wołosza

- Tak, tak... Pewne wątki zostały stworzone specjalnie na potrzeby serialu. W końcu powstaje aż 13 odcinków i Bogusław Wołoszański jako scenarzysta postarał się jeszcze o wzbogacenie tej opowieści. Myślę, że fani książki będą mieli przyjemność w odkrywaniu zupełnie nowych, nieznanych im wątków i postaci. Na pewno wszystkich zaskoczy Cezary Żak, który odchodzi od swojego emploi poczciwca. Tu gra wrednego narkomana, który lubi znęcać się nad ludźmi.

- Jak czujesz się w mundurze niemieckiego oficera, bo Paweł Małaszyński, który gra kapitana Abwehry, mówił, że poczuł się dziwnie?

- Można się poczuć dziwnie, jeśli pamięta się, co oni robili z Polską i Polakami. Natomiast jako aktor muszę powiedzieć, że nasze kostiumy są znakomite. Miały robić wrażenie i robią.

- Mimo że ciężko pracujecie, to jednak te mundury i broń sprawiają wam wielką frajdę?

- Pewnie! To jest kolejny wariant zabawy w Indian i kowbojów. Są źli i dobrzy. Ja tym razem jestem tym złym, a Małaszyński jest dobrym. Zamieniliśmy się charakterami po "Oficerze". Chociaż te zamiany trwają cały czas, bo zdjęcia do "Tajemnicy twierdzy szyfrów" zbiegły się z naszą pracą na planie "Oficerów". Taki zabawny zbieg okoliczności, że cały czas gramy przeciwników, tylko raz on jest po stronie ciemności, raz ja.

- W "Tajemnicy twierdzy szyfrów" Paweł Małaszyński dołoży ci jako ten dobry, a jak będzie w "Oficerach", bo tam sprawy są bardzo zawikłane?

- Zgodnie z prawami gatunku i tam dojdzie do konfrontacji. Nie mogę za wiele zdradzać, ale Grand ucieknie z więzienia i poszuka Kruszona.

- Gruszka też nie ma z tobą łatwego życia?

- Oj tak! (śmiech) W "Oficerze", w którym grała moją dziewczynę, wymyśliłem taką ekwilibrystyczną scenę erotyczną na krześle. W scenariuszu było tylko napisane, że między bohaterami dochodzi do zbliżenia. Chciałem, żeby ta scena ukazywała gwałtowność ich uczucia i skomplikowaną sytuację, w jakiej się znaleźli. Z kolei w "Tajemnicy twierdzy szyfrów" podłączam Karolinę do prądnicy, ale nie bez dania racji, więc prywatnie nie ma do mnie pretensji (śmiech).

- Chyba zaczynasz specjalizować się w graniu negatywnych postaci, bo jak przypominam sobie zdjęcia z planu "Hieny", to tam też nie wyglądasz zbyt sympatycznie?

- Faktycznie, trochę tam straszę, ale ostatecznie okazuje się, że mój bohater nie jest taki zły, na jakiego wygląda, czy też jakim chcą go widzieć ludzie. Film ukazuje małomiasteczkowe uprzedzenia do kogoś, kto jest inny, a jak jest inny, to na pewno jest zły i trzeba go zlinczować. Znowu okaże się, że pozory mylą.

- Jednym słowem, minęło pół roku, a już można powiedzieć, że masz pracowity rok?

- Tak. Czekam z niecierpliwością na premierę filmu "Południe - północ" w reżyserii Łukasza Karwowskiego. To jest taka kameralna opowieść, niezależna produkcja. Ciekawa sprawa, bo film miał być udźwiękowiony w Polsce, ale na Chełmskiej wypięli się na tę produkcję, ale tak się złożyło, że reżyser był w Los Angeles i odwiedził jednego z dziesiątki najlepszych dźwiękowców w Hollywood. Amerykanin obejrzał film, zachwycił się nim i powiedział, że go udźwiękowi za minimalną stawkę. W "Południe - północ" gram księdza, który jest śmiertelnie chory. Okazuje się, że w trakcie swojego krótkiego życia nie widział nawet morza. W drodze na wybrzeże spotyka dziewczynę, którą gra Agnieszka Grochowska. Ciekawostka, że Agnieszka gra w tym filmie w jasnej peruce i trochę się baliśmy, jak to wypadnie.

- Konrad Niewolski, reżyser pamiętnej "Symetrii", zaangażował cię do filmu "Job". Opłaciło się grać z reżyserem w squasha?

- My się przyjaźnimy, dlatego gram z nim w squasha. "Symetria" nas zbliżyła.

- Kiedyś aktorzy w Polsce przegrywali z reżyserem swoją pierwszą gażę, co owocowało kolejną rolą...

- A rzeczywiście, najczęściej mi dokładał. Tylko kilka razy udało mi się wygrać.

- Napiszemy, że się podkładałeś, żeby dostać rolę w "Job". Wtedy twoje fanki pomyślą, że w gruncie rzeczy jesteś niepokonany.

- Niech będzie. Podkładałem się, ale warto było.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska