https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Podwójne życie Karoliny. Kiedyś jadła tylko chleb, teraz - po przeszczepie - nie ma na niego apetytu

Adam Willma [email protected]
Po powrocie z kliniki pomalowała paznokcie i poszła w miasto z koleżankami. - Nareszcie! - cieszy się do dzisiaj.
Po powrocie z kliniki pomalowała paznokcie i poszła w miasto z koleżankami. - Nareszcie! - cieszy się do dzisiaj.
Pamiętacie Karolinę? Pół roku temu pisaliśmy o jej trudnym życiu, stawiając wielki znak zapytania. Ale warto mieć nadzieję. I życzliwych ludzi wokół.

U Karoliny Szychulskiej w Zadusznikach byłem w czerwcu. Wokół zielone jeszcze łany zboża, wiosenne słońce - aż chciało się żyć. Z okna w jej pokoju nie było tego widać, zasłaniały drzewa.

Rozmawialiśmy ze sobą nieco podniesionym głosem, bo rozmowę zagłuszała maszyna dawkująca tlen. Bez niej nie było już życia dla Karoliny. Smycz z przeźroczystych rurek wyznaczała całe terytorium: od okna w pokoju, do okna w kuchni.

Pierwszy telefon

Ale i tak już od dawna Karolina spędzała więcej czasu w szpitalu niż w domu. Nikt nie pozostawiał złudzeń - jeśli szybko nie znajdą się nowe płuca, nie pozostało jej wiele czasu. Ze względu na stopień komplikacji szpital w Zabrzu odmówił wykonania zabiegu. Ale zgodziła się klinika we Wiedniu.

Zmobilizowała się cała gmina - wójt, dalecy krewni, znajomi, strażacy, koło gospodyń, rajdowcy. Pieniądze wpłacili nawet więźniowie z włocławskiego zakładu karnego. Ludzie urządzili zbiórkę pieniędzy.

Przeczytaj także: Karolina Szychulska złapała już pierwszy oddech. Płuca pracują aż miło

W lipcu huknęła wieść, że płuca czekają. Napisałem do Karoliny mail. Odpisała:"Tak, mieliśmy pierwszy telefon z kliniki z Wiednia, że są dla mnie płuca, ale nie wiedzieli, że jestem w szpitalu. Po długiej konsultacji doszli do wniosku, że na razie mnie nie przeszczepią, bo mam złe wyniki badań i jest zbyt duże ryzyko. Powiedzieli, żeby doktor mnie trochę podleczył i - gdy wyniki się poprawią - ma do nich zadzwonić. Jak mówią: do trzech razy sztuka, chociaż ja myślę, że u mnie ten drugi telefon - to będzie już to nowe życie".
Czułem, że nadrabia miną.

Było coraz gorzej. Szpitalne antybiotyki nie były w stanie zwalczyć kolejnych infekcji.- Wierzyłam, nie przestałam wierzyć - zapewnia, gdy dziś rozmawiamy. Uśmiecha się nerwowo. Po chwili po jej twarzy spływają łzy wielkie jak groch: - Tak, bałam się, bardzo się bałam.

Dwa dni

Tamte płuca z lipca trafiły do chłopaka ze Śląska. Nowe - to zawsze loteria. Tkanka dawcy musi pasować do tkanki chorego. Ale również rozmiar musi się wpisać w klatkę piersiową biorcy. Dla 19-letniej Karoliny pasowałyby jedynie płuca dziecka. Zawsze była drobna, a teraz nikła w oczach. Nie jadła prawie nic. Oprócz chleba, bo chleb zawsze miała przy sobie. Pod koniec wakacji weszła na wagę. 28 kilogramów.

Lekarka nadzorująca Karolinę: - Zmiany w płucach przy mukowiscydozie są dramatyczne. Oddychanie staje się takim wysiłkiem, że organizm musi na nie wykorzystać wszystkie kalorie. Każdy z nas ma czasem zadyszkę, na przykład biegnąc na przystanek autobusowy. Chorzy - tacy jak Karolina - czują się tak cały czas.

Przeczytaj także: Karolina spod Włocławka ma nowe płuca. Jest w śpiączce

- Gdyby w tym czasie nie zadzwonili z Wiednia, nie wiem, czy przeżyłaby kolejne dwa dni. Nie miała siły nawet dojść do łazienki - wspomina matka.

Klapki

Koordynatorka z austriackiego szpitala zapowiedziała, że najpóźniej za cztery godziny mają być w Wiedniu. Samolot leci już do Poznania. Ale z Zadusznik pod Lipnem jeszcze kawał drogi. Karolina dostała duszności z tych emocji. Do karetki wyniósł ją na rękach ojciec.

- Karolinka, nie martw się, jeszcze ze mną zatańczysz polkę - szepnęła babcia na pożegnanie. Matka: - Nie potrafię znaleźć słów wdzięczności dla tej pani z Lipna, która tego dnia miała dyżur w pogotowiu. I dla pani doktor, która wypisała zlecenie na karetkę. Nie było szansy, żebyśmy dojechali prywatnym samochodem na czas.

Przez Poznań karetka przejechała w policyjnej eskorcie, żeby nie zbłądzić w drodze na lotnisko. W samolocie Karolina od razu zasnęła. Obudziła się w Wiedniu. Przy stole operacyjnym czekoało na nią 20 lekarzy.

Matka: - Dopiero w Austrii uświadomiłam sobie, że nie włożyłam nawet butów. Przyjechałam w klapkach, bez kurtki. Pierwszego dnia nawet nie myśleliśmy o noclegu. Spaliśmy na ławce koło szpitala.

Później pojawiło się kolejne ogniwo w łańcuchu życzliwości - Szychulskich przygarnęła Barbara Kirchner, Polka z Wągrowca od lat mieszkająca w Wiedniu: - Jak tylko dowiedziała się, że przywieziono dziewczynę z Polski, zaraz przyjechała. Przygarnęła, pojechała z nami do sklepu, do apteki, we wszystkim pomogła.

Mała Mi

Z narkozy wybudził Karolinę znany głos Doktor Skorupa z Warszawy. - Hej, Mała Mi, słyszysz mnie? (- Zawsze tak do Karoliny mówiłem, bo przecież to wypisz wymaluj Mała Mi z Muminków - żartuje).
Doktor myślał, że ona nie słyszy. Ale słyszała, tylko nie była jeszcze w stanie powiedzieć słowa.
Z tym pobytem doktora Skorupy w Wiedniu to był zupełny przypadek. Hmm, przypadek? Trochę za dużo w tym wszystkim przypadków.

W czwartek Karolina wyszła ze szpitala po silnej terapii antybiotykowej. Udało się jeszcze raz oczyścić organizm z infekcji. Lekarze mieli obawy, że kolejnym razem już im się nie uda. Na piątek doktor miał zaplanowany wyjazd do Austrii. W Wiedniu była wielka konferencja pulmunologów. W poniedziałek zadzwonił do kliniki w sprawie Karoliny. Powiedział, że jeśli przeszczep - to tylko teraz.

Przeczytaj także: Mieszkańcy Zadusznik wsparli Karolinę

Dr. Skorupa: - Problem Karoliny polegał na tym, że potrzebne były małe płuca. A większość tego typu organów pochodzi od ludzi o mocniejszej budowie.

Tego samego dnia wieczorem doktor Skorupa odebrał telefon z kliniki. Płuca są. Karolina: - Marzyłam, żeby - gdy to się stanie - doktor był przy mnie. I to marzenie Małej Mi się spełniło.

Maseczka

Operacja trwała siedem i pół godziny. Karolina nie dowierzała, że to już. Że się udało. Nie pozwoliła odebrać sobie tlenu. Długo trwało, zanim dała się przekonać, pomógł dopiero psycholog.

- Kazali mi wziąć głęboki oddech. To było tak, jakbym drugi raz się urodziła! Czułam, jakby w klatce piersiowej było pusto, jakby wcale nie było tam płuc. Dziwne uczucie - chodzić po mieście, zaglądać do sklepów. Bez niczego, bez tych wąsów z rurek tlenowych pod nosem i wiecznie szumiącej maszyny.

Po powrocie do Polski pomalowała paznokcie, włożyła buty na obcasie. Jeszcze wiele miesięcy, wychodząc z domu, będzie musiała jednak zakładać maseczkę chroniącą przed infekcjami. Gdy pojechała z koleżankami na zakupy do miasta, one również założyły maseczki, żeby Karolinie nie było głupio.

- Pewnie ludzie myśleli, że to jakieś gruźliczki - śmieje się Karolina. - A niech sobie myślą, co chcą.
Uszykowała się na sylwestra. Zabawa trwała do piątej nad ranem. Nigdy w życiu się tak nie wytańczyła.
Jeszcze tylko z babcią musi zatańczyć.

Chleb

- Jeśli czegoś mi żal, to kolegi, który dostał te pierwsze płuca - uśmiech znika z twarzy Karoliny. - Okazało się, że są zarażone bakterią, którą trzeba będzie zwalczać latami.

Podobno u osób po przeszczepach pojawiają się cechy, których wcześniej nie było.- Ja przestałam jeść chleb. Zupełnie mogę się teraz bez niego obejść. Może chleba nie lubiła ta osoba, od które dostałam płuca? Kto? Tego Karolina nigdy się nie dowie.

Doktor Skorupa sprawia wrażenie zakłopotanego pytaniami: - Wie pan, ja nie lubię tego szumu. Jeśli się jakoś Karolinie przysłużyłem - to tylko w tym, że przeżyła do przeszczepu. Bardzo wielu ludzi, wielu lekarzy w tym uczestniczyło. Niech pan to jakoś spokojnie opisze. Bo to nie jest coś niezwykłego, to jest nasza praca.
- Potrafi pan oddzielić emocje od tej pracy?
- Nie potrafię. Zwłaszcza gdy ta praca nie kończy się tak szczęśliwie, jak w przypadku Karoliny. Mógłbym panu wiele takich historii opowiedzieć, bo pracuję od 1994 roku? Ale z Karoliną... Tak, to była bardzo piękna historia.

Współpraca Anna Szpręglewska

Czytaj e-wydanie »
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska