To właśnie Towarzystwo Przyjaciół Dzieci jest organizatorem wyjazdu małych chojniczan na letni wypoczynek. - Odkąd pamiętam, czyli od co najmniej szesnastu lat, wysyłamy dzieci na wakacje - śmieje się Maria Błoniarz-Górna. - Jedzie jedna grupa chłopców i dwie dziewczynek. To dzieci, których rodziców nie stać na wysłanie pociech na kolonie.
Przed autobusem był niezły rozgardiasz. Dzieci były obładowane plecakami i torbami. Gdy odjeżdżały do Jastrzębiej Góry, na pożegnanie machali im rodzice i młodsze rodzeństwo. Byli spokojni o ich bezpieczeństwo, bo jechało z nimi aż pięciu opiekunów i pielęgniarka. A do tego wszystkich na oku ma Regina Szymańska, szefowa Towarzystwa Przyjaciół Dzieci z Chojnic.
10-letnią Angelikę Gruchałę odprowadzał starszy brat Szymon. - Cieszę się, że jadę - powiedziała. - Będę pierwszy raz nad morzem. Jadę na taki obóz już trzeci raz, ale wcześniej byłam nad jeziorem. Myślę sobie, że bardzo mi się tam spodoba.
W autobusie miejsca dla siebie szukał też 12-letni Patryk Wieczyński. Chłopiec czuł się trochę nieswojo, bo nikogo nie zdążył jeszcze poznać. Takiemu wyjazdowi zawsze towarzyszy duża trema. Są też nerwy, czy o czymś się nie zapomniało. - Sprawdzaliśmy trzy razy, czy Patryk wszystko wziął - zdradza jego opiekunka. - Ale chyba, mimo zamieszania, o niczym nie zapomnieliśmy.
Dzieci popłyną m.in. tramwajem wodnym na Hel, w Oliwie będą na koncercie organowym i w zoo, w Gdańsku zajrzą do starej zabytkowej kuźni. A na specjalnej fermie zjedzą jajecznicę ze strusich jaj.
Czytaj e-wydanie »