Skarby w kolorze sepii

Anna z domu Wiese już jako mężatka. Jan w mundurze, tuż po ślubie poszedł na wojnę.
Jako mała dziewczynka Marianna nie raz miała w ręce stare rodzinne zdjęcia. Dopiero po latach, jako dojrzała już osoba, odkryła inną ich wartość - nieocenionych rodzinnych pamiątek.
Oglądając je cieszy się, że będąc brzdącem pobazgrała ołówkiem tylko na odwrocie. Wizerunki krewnych są - na szczęście - nietknięte. Teraz zachwyca ją, jak elegancko są ubrani. - Jak ładnie ubierały się kobiety na przechadzkę do miasta, jakie miały torebki, buty, rękawiczki - analizuje zdjęcia. Przypatrzyła się, jak wyglądały bydgoskie ulice.
Zdjęcia zainspirowały Mariannę Grajewską do uporządkowania rodzinnej historii, wyjaśnienia białych plam i znaków zapytania. Nie zawsze okazało się to już możliwe.
Zgodziła się pokazać piękne zdjęcia w "Albumie Bydgoskim". W rodzinie powtarzają się imiona, co trochę komplikuje opowiadanie.
Ona za pracą, on za nią do Niemiec

Pradziadek - Albert Wilhelm Fridrisch z jedną z córek - Heleną.
Na najstarszym zachowanym zdjęciu jest pradziadek pani Marianny ze strony babci.
Albert Wilhelm Fridrisch Wiese poszedł do fotografa z jedną ze swych córek Heleną. Nie wiadomo, kiedy i gdzie zostało zrobione to zdjęcie.
Drugą jego córką była Anna, która wyszła za Jana Szelegiewicza. - To moi dziadkowie - podkreśla pani Marianna.
I Anna, i Jan urodzili się poza Bydgoszczą. Jak się poznali nie wiadomo, ale Jan mieszkał w Bydgoszczy. - Babcia wyjechała do pracy w Niemczech - opowiada rodzinne dzieje. - Narzeczony pojechał za nią i tam się pobrali. Wkrótce wybuchła I wojna.
Na zdjęciu świeżo poślubionych małżonków ona ma już obrączkę na palcu, on stoi w mundurze (to był okres zaborów, oboje byli poddanymi pruskimi).
W Bydgoszczy gniazdo na Jachcicach

Rodzina Szelegiewiczów w komplecie, ok. 1928 roku. Anna na ręce trzyma najmłodszego Henryka, najmniejsza z dziewczynek to Marianna.
Do Bydgoszczy małżonkowie wrócili w 1922. Z trojgiem dzieci: Janem (ur. 1917 r.), Anną (1919 r.) i Heleną (1920 r.), które na świat przyszły w Hamborn koło Essen.
Dwoje najmłodszych urodziło się już w Polsce: Marianna (1924 r.) i Henryk (1927 r.). - Proszę zobaczyć, jak ładnie babcia wygląda na tym zdjęciu z dwójką dzieci - wskazuje Marianna. Heleny, która jest jej mamą, jeszcze nie ma.
Jan z rodziną zamieszkali na Jachcicach. - Dziadek był szewcem - wspomina pani Marianna. - Miał warsztat przy Ludwikowie, potem na Żeglarskiej. Robił Niemcom sztifle, czyli oficerki, dzieciom buty.
Helena wyszła za mąż też za Jana - Jonczynskiego. Ślub brała w Sylwestra 1943 roku. W czasie wojny służyła u niemieckiej rodziny wysoko postawionego urzędnika. Do pracy trafiła z ulicznej łapanki, przeszła przez koszary przy ul. Gdańskiej.
Niemiec, pracował w urzędzie, który mieścił się w siedzibie dyrekcję kolejowej przy Dworcowej, a mieszkał w stojącym obok budynku przy ul. Królowej Jadwigi. (Do niedawna mieściła się tam część przychodni kolejowych - dop. jz) . Dom zamieszkiwały trzy niemieckie rodziny, każda miała do dyspozycji kondygnację.
Helena wspomina, że Niemka dobrze ją traktowała. Gdy była już w ciąży, oferowała ubranka dla dziecka, wózek. Ale nie poszła po nie. Niemcy wyjechali z Bydgoszczy jeszcze przed wejściem Armii Czerwonej.
W czasie wojny Helena urodziła Mariannę. - Tata zginął w 1945 roku w okolicach Szczecina - opowiada nasza Czytelniczka. Zostało jej po nim tylko zdjęcie. Była zbyt mała, by go pamiętać.
Opowiedzcie nam swoją historię

1939 rok - przyjęcie Henryka. Za nim (od lewej)rodzeństwo: Helena, Jan, Anna i Marianna. Obok matki siedzi chrzestna, pani Wawrzyniak z sąsiedztwa.
Wiele bydgoskich rodzin ma podobną historię. Przyjechały nad Brdę po 1920 roku, szukac tu swego miejsca na ziemi. Chcą nam Państwo o tym opowiedzieć? Pokazać zdjęcia? Zapraszamy i czekamy!
Czytaj e-wydanie »