Sebastian Sobczak ma zaledwie 4 lata. Przeszedł operację usunięcia złośliwego guza mózgu, chemioterapię i radioterapię. Teraz wymaga kosztownej rehabilitacji.
Chłopiec jest podopiecznym Fundacji Dzieciom "Zdążyć z Pomocą". Rodzice Sebastiana (Joanna i Arnold) przeprowadzają różne akcje i aukcje, by zdobyć potrzebne pieniądze. Dlatego też z chęcią przyjęli ofertę kruszwiczanina, który w lutym zaproponował im zorganizowanie koncertu charytatywnego.
- Jest dobrze znany w Kruszwicy. Miałam o nim dobre zdanie i opinię. W życiu nie przyszłoby mi do głowy, że może nas oszukać - wspomina Joanna Sobczak. Zorganizował koncert, załatwił zespoły, nagłośnił imprezę w mediach. Sala kruszwickiego "Ziemowita" była wypełniona niemal do ostatniego miejsca. Ludzie świetnie się bawili, licytowali, wrzucali pieniądze do puszek.
Błędny numer konta
- Po koncercie mąż odwiózł moich rodziców i siostrę do domu. Gdy wrócił, organizatora imprezy już nie było. Puszki wypożyczone z fundacji zabrał ze sobą - opowiada pani Joanna. Nikt z nich nie uczestniczył w liczeniu zebranych pieniędzy. Musieli mu zaufać, gdy oznajmił im, iż uzbierano 1869 złotych, 43 grosze i 1 funt brytyjski. Taką też kwotę upublicznił potem w mediach.
Mijały tygodnie, potem miesiące, a na subkoncie Sebastiana udostępnionym przez fundację ciągle brakowało tych pieniędzy. Pani Joanna twierdzi, że wielokrotnie dopytywała organizatora imprezy, czy dopełnił wszystkich formalności. W końcu zażądała dowodu wpłaty. - Przesłał nam potwierdzenie z 27 marca. Okazało się, że cyfry w numerze konta zostały zamienione - opowiada pani Joanna.
Oboje z mężem są przekonani, że pieniądze po wpisaniu złego numeru konta wróciły do niego z powrotem.
W tym myśleniu utwierdziły ich informacji uzyskane w fundacji. - Ze zbiórki publicznej powinien rozliczyć się w ciągu dwóch tygodni. Nie zrobił tego. Nasz pracownik wielokrotnie próbował kontaktować się z tym panem. Telefon podany we wniosku był wyłączony. Nie odpowiedział na maila. Nie przesłał nam żadnych dokumentów. Nie zwrócił też puszek. Pieniądze nie trafiły na konto - wylicza Monika Sadowa, rzecznik prasowy fundacji.
Dodaje, że w końcu fundacji udało się z nim skontaktować. Zapowiedział, iż dośle dokumentację. - Postanowiliśmy poczekać do końca tego tygodnia. Jeśli dokumentacja nie dotrze do piątku, wszystko zgłosimy organom ścigania - zapowiada pani rzecznik.
"Moja niefrasobliwość"
Skontaktowaliśmy się z organizatorem koncertu. - Gdy w marcu przelałem te pieniądze, nikt mi nie meldował, że coś jest nie tak - zapewnia. Tłumaczy, że był przekonany, iż pieniądze do Sebastiana trafiły. Przyznaje, że zmienił numer telefonu po tym jak stracił pracę. Przyznaje też, że dostał maila od fundacji z informacją o tym, że brakuje rozliczeń. Nie odpowiedział. - Odłożyłem to na później. Nie wiem, dlaczego nie odpowiedziałem- wyznaje.
Zarzeka się, że brakującą dokumentację już wysłał. Zapewnia, że o tym, iż pieniądze do Sebastiana nie trafiły, wie od kilku tygodni. Przekonuje też, że o tym, iż wpisał błędny numer konta, dowiedział się zupełnie niedawno od pani Sobczak. Przysięga, że żadne pieniądze do niego nie wróciły. - Moje zaniedbanie i moja niefrasobliwość polega na tym, że nie wysłałem żadnych dokumentów na czas. Pierwszy raz organizowałem taką zbiórkę. Nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby kogokolwiek oszukiwać - zapewnia.
Sobczakowie nie wierzą w pomyłkę. Są przekonani, że organizator wszystko od początku do końca zaplanował. Zapewniają, że o czystym koncie informowali go dużo wcześniej niż on podaje. - Najbardziej irytujące jest to, że zwodził nas tyle czasu. Przestaliśmy już wierzyć w to, że doszło do tego tylko z powodu jego niefrasobliwości - wyznaje Arnold Sobczak.
Tymczasem organizator imprezy wczoraj rano okazał nam kolejne potwierdzenie dokonania przelewu. - Tym razem numer konta jest dobry - zapewnia.
***
Z ostatniej chwili: Pieniądze, które w czwartek rano przelał organizator (1900 zł), są już na koncie fundacji.