- Siedziałam na kanapie w swoim mieszkaniu na trzecim piętrze, gdy usłyszałam potężny huk. Zatrząsł się cały budynek. Wybiegłam na balkon, słyszałam gdzieś z dołu przeraźliwe odgłosy, jakby jakieś wycie - opowiada pani Helena Sieradzińska, mieszkanka bloku przy ulicy Chemików 11 we Włocławku. Siła wybuchu była tak duża, że zniszczyła drzwi, z okien powypadały szyby. Wskutek podmuchu na całej klatce schodowej aż do trzeciego piętra powyrywane zostały drzwi.
Jako pierwsi do mieszkania, w którym o 10.35 wybuchł gaz, dobiegli Jacek Dobrowolski i Grzegorz Frydrych z referatu patrolowo-interwencyjnego włocławskiej policji, którzy usłyszeli eksplozję w czasie interwencji w sąsiednim bloku. To oni wyciągnęli spod wersalki 7-letniego Oskara N., potem jego 29-letnią matkę Anetę, przygniecioną przez ściankę działową. Kobieta z poparzeniami, obejmującymi około 30 procent powierzchni ciała oraz lekko ranny chłopiec zostali przewiezieni do szpitala. Na szpitalną obserwację skierowano też obu policjantów zatrutych gazem.
- Nie wiem, co się stało, chciałam zrobić herbatę - mówiła wczoraj reporterom Aneta N., leżąca w szpitalu. W szoku byli lokatorzy budynku, z którego ewakuowano około 120 rodzin. - Myślałam, że to trzęsienie ziemi - opowiadała Kasia Krępeć, mieszkająca na IV piętrze. Na miejsce dotarli przedstawiciele służb ratunkowych, ratusza, spółdzielni "Zazamcze". - Poszkodowanym zapewnimy mieszkania zastępcze i zapomogi - obiecał prezydent Władysław Skrzypek.
Policjanci uratowali kobietę i dziecko

Wybuch gazu był tak silny, że zniszczeniu uległo wczoraj całe mieszkanie na włocławskim Zazamczu i kilka sąsiednich lokali. Ewakuowano 120 rodzin.