Politycy pośpieszyli się, by zdążyć przed jesienią. W Sejmie przeczytali ustawę, która ma rzekomo przynieść ulgę kredytobiorcom.
"Osiem lat temu wziąłem kredyt we frankach: 300 tys. zł. Od tego czasu spłaciłem 150 tys. zł i nadal mam 340 tys. zł długu, skandal. Ale mnie państwo załatwiło! Tylko banki zacierają ręce" - skarży się na forum naszej Strefy Biznesu użytkownik o wymownym pseudonimie "Franek".
Toruń ma najwięcej kredytów walutowych
Podobnych komentarzy jest w portalu więcej, bo i skala problemu jest duża, m.in. w naszym regionie. Największa w Toruniu, w którym - według Biura Informacji Kredytowej - aż pięciu na stu mieszkańców zapożyczyło się w szwajcarskiej walucie, w Bydgoszczy przypada mniej więcej czterech frankowiczów na 100 osób, we Włocławku i Grudziądzu - ok. dwóch.
W całym kraju kłopoty ma 550 tys. Polaków, ich łączne zadłużenie wynosi 30 mld zł. Trudności są od dawna, a już na pewno od połowy stycznia tego roku, gdy Szwajcarzy uwolnili kurs franka i z dnia na dzień podrożał z 3,4 zł do prawie 5 zł, a np. w piątek kosztował 4,12 zł.
W kampanii wyborczej temat wrócił jak bumerang. Pod koniec zeszłego tygodnia odbyło się w Sejmie pierwsze czytanie ustawy o szczególnych zasadach restrukturyzacji kredytów walutowych.
- To chwyt polityczny, przygotowana na kolanie niechlujna ustawa, która zaszkodzi zarówno frankowiczom, jak i bankom - mówi nam Łukasz Piechowiak, główny ekonomista portalu Bankier.pl.
Według ustawy kredyt zostanie przewalutowany po średnim kursie NBP i podzielony na trzy części. Pierwsza będzie bazą, czyli dalej spłacanym długiem o wysokości ustalonej przez bank na podstawie symulacji. Czyli, sprawdzi on, jakie byłoby dziś zadłużenie, gdyby pożyczkę wzięto w złotych, a nie we frankach. Druga część zostanie podzielona na pół. Pierwszą połowę bank umorzy, a na drugą da preferencyjny kredyt. Bardzo preferencyjny, bo oprocentowanie ma wynieść nie więcej niż stopa NBP (aktualnie to 1,5 proc.). Na skorzystanie z rządowej propozycji będzie pięć lat, ale nie każdy frankowicz się załapie, bo tylko ci, którzy kupili nieruchomość w celach mieszkaniowych (odpadają więc np. inwestorzy kupujący na wynajem). To oferta dla niewielu, bo 10 proc. walutowych kredytobiorców. Kolejny warunek: mieszkanie musi być nie większe niż 75 mkw. i dom do 100 mkw. Nie dotyczy to rodzin z co najmniej trójką dzieci. Z programu mają być wykluczeni właściciele więcej niż jednej nieruchomości. W pierwszym roku skorzystają z niego jedynie ci, których zadłużenie przekracza 120 proc. wartości nieruchomości, w kolejnych latach wskaźnik ma być obniżany.- Ustawa zawiera wiele niewiadomych i nie uwzględnia ryzyk, które mogą wystąpić w przyszłości. Jeśli to bank ma obliczać różnicę wartości między kredytami, już na tym etapie będzie nierównowaga, gdyż na pewno zrobi to na swoją korzyść - twierdzi Piechowiak.
Podatnicy się złożą?
Kolejna sprawa, na którą zwraca uwagę ekonomista z Bankiera.pl, to ryzyko kursu walutowego. - Co, jeśli za dwa lata frank będzie kosztował 5 zł? Wtedy uprawnionymi do skorzystania z ustawy, a kredytobiorcy mają na to 5 lat, będzie nie 50, ale 250 tysięcy frankowców. A, co jeśli radykalnie obniży się wartość nieruchomości? Wówczas suma uprawnionych znów się powiększy. W tej sytuacji sektor bankowy nie zapłaci 9, a 40 mld zł. To katastrofa, która wymagałaby interwencji budżetu państwa. Za błędy posłów mogą zapłacić wszyscy podatnicy. Mam tylko nadzieję, że obecnie urzędujący prezydent nie zdąży podpisać ustawy w takiej formie.
- Obawiam się, że może zdążyć przed wyborami - uważa Piotr Kuczyński, główny analityk Domu Inwestycyjnego Xelion. - Nie rozumiem, skąd wzięło się w niej ograniczenie wielkości domu do 100 metrów kwadratowych powierzchni, przecież rzadko kto budował tak małe domy. I dopiero będzie bunt, gdy ludzie w to wejdą, a frank spadnie do 3 zł, bo przecież może. Dużo stracą na przewalutowaniu.
Opinie z forum:
~Piotrek: - Trzeba było brać kredyty w złotówkach. Gdy frankowicze płacili najniższe raty, to nikogo nie obchodziły obciążenia innych kredytobiorców, np. w euro, a teraz ci pierwsi czują są wielce poszkodowani. Żenada. To tak, jakby grać na giełdzie i tylko zarabiać, bo w innym przypadku zadyma na całą Polskę i pół Europy.
~Anna: - Oj bardzo biedni są ci frankowicze, bardzo. Zamiast kupić mieszkanie do zwykłego mieszkania , to pożyczali, ile tylko się dało, budowali domy w myśl zasady: jak szaleć to szaleć. Mam kredyt w złotówkach, wzięłam na kupno 42-metrowego mieszkania. Nie chciałam pożyczać ponad stan. Ludzie, myślcie, to naprawdę nic nie boli.
~Marian: - Dla równości: kredytobiorcom w złotówkach też trzeba pomóc. To, co się teraz wokół frankowiczów dzieje, to nierówne traktowanie obywateli. Jeżeli umorzą część długu frankowiczom , to chciałbym, aby mnie złotówkowiczowi też umorzyli .
~Joanna: - Bank mi powiedział, że jak nie chcę franków, wcale nie dostanę kredytu. Gdzie miałam iść zamieszkać z mężem i chorym na astmę synem? W zawilgoconym mieszkaniu u teściów? Alergolog to wykluczył. Nie pozostawiono mi wyboru. Zresztą, chcieliśmy normalnie żyć: to naprawdę tak dużo?
