Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Polonus poszedł porozmawiać, a stracił 38 tys. Kolejny oszukany w nocnym klubie

Marcin Rybak
zdj. ilustracyjne
zdj. ilustracyjne Paweł Relikowski
Pan Jan wydał 38 tysięcy złotych na szampana i inne alkohole w jednym z wrocławskich klubów nocnych. Jest pewien, że dosypano mu coś do drinka.

Starszy mężczyzna, Polak mieszkający za granicą, jest kolejną znaną nam ofiarą nocnych klubów z tańcem erotycznym. W Rynku i najbliższych okolicach działa ich sześć (cztery w samym Rynku).

Pan Jan poszedł do Rynku ze znajomym. Zaczepiła ich jakaś dziewczyna. Zaproponował drinka w klubie. Mówiła, że dziewczyny tam tańczą. - Nam nie o te dziewczyny chodziło, pogadać chcieliśmy. Dawnośmy się nie widzieli - mówi. No to weszli.

Zaczął od jednego drinka. Potem podeszły jakieś dziewczyny i przysiadły się. Zaproponowały szampana. Zanim się zorientował, już był przyniesiony i od razu rozlany do kieliszków.

Od razu też trzeba było zapłacić. Wyciągnął kartę. Dopiero na wydruku zobaczył, że szampan kosztował go 20 tysięcy złotych. Zdenerwował się. - Uciekaj stąd - usłyszał od którejś z dziewczyn. - Ale on dziwnie się poczuł.

One zaś zaczęły rozmawiać z nim w taki sposób, że uspokoił się i płacił dalej. Gdy skończyły się pieniądze na jednym rachunku, wyciągnął kartę przypisaną do innego, w innym banku. Na szczęście był w takim stanie, że zapomniał numeru PiN. Dlatego wydał „jedynie” 38 tysięcy złotych. Z klubu wyszedł nad ranem. Jest pewien, że nie wypił dużo alkoholu. - Ale jak wyszedłem, to jeszcze jakiś czas czułem się oszołomiony - wspomina pan Jan, który sprawę zgłosił policji. Śledztwo trwa.

Rekord - 50 tysięcy?

Takich historii nie tylko z wrocławskich nocnych klubów jest więcej. Ludziom znikało z kont po kilkanaście, nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych. Największa suma, o jakiej wiemy, to 50 tysięcy złotych. Jeszcze kilka lat temu w Rynku działały dwa takie kluby.

Później każdy z klubów zmienił nazwę. Ich liczba zwiększyła się. Teoretycznie każdy to inna firma. Ale naprawdę wszystkie działają identycznie. Mają „naganiaczy”, którzy krążą po ulicach, zaczepiają ludzi i namawiają, żeby wejść.

Kilka dni temu do identycznego klubu tej samej sieci, ale w Gdańsku, weszła policja. Wszystko dlatego, że osoba, pokrzywdzona w identyczny sposób jak pan Jan, na tyle szybko zgłosiła się do policji, że można było zbadać jej krew. Okazało się, że była pod wpływem substancji psychotropowych. Zorganizowano więc nalot na nocny klub. Zaczęto pobierać próbki z podawanych tam napojów. Pobrano krew od tych klientów, którzy wyrazili zgodę.

Efekt? Bardzo poważne podejrzenie, że w gdańskim klubie klientom dosypywano substancji odurzających do drinków.

Kluby powinny zniknąć

W kwietniu w jednym z wrocławskich klubów tej sieci zmarł mężczyzna. Z jakiego powodu? Prokuratura wciąż prowadzi śledztwo. Na razie odmawia ujawniania szczegółów sprawy.

Przypomnijmy, że od początku czerwca kluby powinny z centrum miasta zniknąć . Ich działalności zakazała uchwała Rady Miejskiej Wrocławia. Uchwała zakazuje też nagabywania klientów przez „naganiaczy”. Ale proceder cały czas trwa. Choć - teoretycznie - łamanie uchwały Rady, to wykroczenie i może za nie grozić nawet miesiąc aresztu.

Jak się dowiedzieliśmy, władze miasta zamierzają zwrócić się do Komendanta Wojewódzkiego Policji i Prokuratora Regionalnego o pomoc w walce z klubami w centrum.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Polonus poszedł porozmawiać, a stracił 38 tys. Kolejny oszukany w nocnym klubie - Gazeta Wrocławska

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska