Polacy oburzali się na nowy regulamin rozgrywek DPŚ, ograniczający drużyny z pięciu do czterech zawodników i liczbę wyścigów z 25 do 20. - Nowe zasady mają nas osłabić. Bo jako jedyna reprezentacja jesteśmy w stanie wystawić do kadry przynajmniej dziesięciu równorzędnych żużlowców - przekonywali.
Okazało się, że wcale nie jest tak kolorowo. Wystarczyło, że kontuzje wyeliminowały z walki Jarosława Hampela i Janusza Kołodzieja, żeby Polacy przegrali półfinał na własnym torze. Wciąż mają szansę na start w finale, ale ich sytuacja się skomplikowała. Od tego roku z barażu awansuje tylko jedna drużyna, a biało-czerwoni nie są faworytem. Już czwartek w Malilli będą musieli udowodnić, że są mocni, niezależnie od okoliczności. - Jeśli teraz nie pokonamy rywali, to z finalistami też nie mielibyśmy szans.
W barażu wystartują cztery drużyny, ale wszyscy wskazują, że walka o finał rozegra się między Polakami a Duńczykami - mówi trener Marek Cieślak.
W swoim składzie Cieślak dokonał jednej zmiany. Najsłabszego w półfinale Grzegorza Walaska, zastąpi Krzysztof Buczkowski. - Postaram się nie zawieść - zapewnił żużlowiec Polonii.
Polacy i Duńczycy nie powinni jednak zapominać o pozostałych rywalach. Brytyjczycy już pokazali na co ich stać, kiedy w swoim półfinale do ostatniego biegu naciskali reprezentację Australii. A skazywani na pożarcie Czesi, kilka razy odbierali punkty liderom.
Walka w barażu zapowiada się więc emocjonująco. Początek dzisiejszych zawodów o godz. 19.00. Transmisja w Canal+Sport.
Więcej w czwartkowym wydaniu "Pomorskiej"
Czytaj e-wydanie »