Czy odmowa Petra Poroszenki, by Polska uczestniczyła w rozmowach pokojowych Ukrainy, Rosji, Niemiec i Francji, to pierwsza porażka prezydenta Dudy?
W istocie rzeczy Ukraińcy - mimo późniejszego łagodzenia stanowiska - powiedzieli, że nie życzą sobie udziału Polski w rozmowach na temat konfliktu w Donbasie. Trudno to odbierać pozytywnie, tym bardziej, że jest to kolejny policzek ze strony Kijowa. Pierwszy - dotyczył uchwalenia nacjonalistycznych ustaw podczas wizyty Bronisława Komorowskiego na Ukrainie. A my po takim opluciu wycieramy twarz i udajemy, że nic się nie stało.
Zabrakło współpracy rządu z Kancelarią Prezydenta?
To wynik konfrontacji strony rządowej i prezydenckiej. Nie zapowiada to dobrej współpracy naszych polityków na arenie międzynarodowej. Tymczasem takie współdziałanie powinno być fundamentem polskiej polityki zagranicznej. Mam wrażenie, że obecnej ekipie prezydenta można za Piłsudskim powiedzieć: wam kury macać, a nie politykę zagraniczną robić. W polityce międzynarodowej na tym szczeblu nie można wychodzić z ważnymi deklaracjami, które w ogóle nie są uzgodnione z partnerami! Myślę nie tylko o Ukrainie, Francji i Niemczech, ale i o Rosji, która jest pełnoprawną stroną układu normandzkiego. A szanse na to, by Rosja się zgodziła na nasz udział w rozmowach były od początku zerowe.
Skąd więc po polskiej stronie tak ślepa miłość do Ukrainy?
Nie rozumiem, dlaczego za wszelką cenę chcemy być ambasadorami Ukrainy, skoro ona tego nie chce. Kijów po prostu musi utrzymywać stosunki zarówno z Unią Europejską, jak i Rosją. Cały przemysł zbrojeniowy Ukrainy jest powiązany z rosyjskim, Poroszenko ma swoje fabryki w Rosji, jest uzależnienie energetyczne itd. Takich powiązań jest mnóstwo i Kijów nie może ich tak z poniedziałku na wtorek przerwać. Ukraina musi prowadzić bardzo subtelną grę, a my często wprowadzamy do niej obuch młota. Antyrosyjskiego. Z naszej strony to w pewnym sensie uzasadnione, ale i Ukraina ma interesy często niezgodne z naszymi.
Jeśli dodamy do tego dosyć silne akcenty nacjonalistyczne na Ukrainie, nasza "adwokatura" wydaje się jeszcze dziwniejsza.
Na politykę ukraińską, rzeczywiście duży wpływ ma nacjonalizm, w którym Polska postrzegana jest raczej negatywnie. Doskonale widać to u premiera Arsenija Jaceniuka, który jest antyrosyjski, ale także antypolski. Trochę przypomina to politykę Bandery, który wiązał się z hitlerowcami nie dlatego, że ich lubił, lecz dlatego, że za największych przeciwników uważał Rosjan i Polaków. Również u nas nie brakuje uzasadnionej niechęci, biorąc pod uwagę wydarzenia z II wojny światowej.
Jutro prezydent Andrzej Duda będzie w Berlinie. Możemy spodziewać się także potrząsania szabelką?
Sadzę, że powinna to być wizyta zapoznawcza i kurtuazyjna. Nie wyobrażam sobie, że można dziś pojechać do Niemiec i potrząsać szabelką bez uzgodnienia tego z szefem dyplomacji Grzegorzem Schetyną. Dziś zarówno nasz rząd, jak i prezydent uważają, że warunkiem naszego bezpieczeństwa są bazy amerykańskie w Polsce. Ja się fundamentalnie z tym nie zgadzam. Gdzie indziej trzeba szukać bezpieczeństwa...
Gdzie?
W organizowaniu na terenie kraju baz, ale takich, które pozwolą w krótkim czasie przerzucić do Polski nawet setki tysięcy żołnierzy NATO. Cóż znaczy jeden 5-tysięczny garnizon amerykański? Sądzę więc, że prezydent Duda będzie chciał zaprezentować w Berlinie pewną twardość, ale Niemcy i tak się tym wcale nie przejmą. Oni doskonale wiedzą, kto w Polsce sprawuje realną władzę. Angela Merkel będzie jednak ostrożna, zważywszy na październikowe wybory parlamentarne. A dziś nasza polityka - jak to w demokracjach - jest kreowana przez kampanię wyborczą.