Aukcja dla dzieci
Aukcja dla dzieci
Zobacz Galerię prac
Swoje obrazy chciałby oddać na aukcję, a pieniądze z niej uzyskane przekazać na leczenie dzieci chorych na raka. Oczywiście włączamy się do tej akcji.
Stefan Matuszyński to starszy, niezwykle miły i ciepły człowiek. Nie jest z zawodu malarzem. Ale od dobrych trzynastu lat, swojej pasji oddaje się bez reszty. Spod jego pędzla wyszło już 300 obrazów.
- Teraz, kiedy jestem już na emeryturze, mam czas na malowanie - mówi pan Stefan.
Ma też wielkie serce, swoje dzieła chce wystawić na aukcję i pomóc w ten sposób chorym dzieciom.
Przy sztaludze
Pracownia pana Stefana nie jest duża, ale za to bardzo przytulna.
- Dobrze mi się tutaj pracuje. Mam kłopoty z poruszaniem się, a w mojej pracowni wszystko jest pod ręką - mówi.
Na kolorowym płótnie dwa przepiękne żurawie.
- Ten obraz zatytułowałem "Zaloty", a ten obok, gdzie na polanie siedzą bociany, nazwałem "Sejmik".
To tylko jedne z wielu dzieł, które znajdują się w pracowni pana Stefana. Jest tu też duży, biały niedźwiedź, głuszec, cietrzew i wiele innych rzadkich ptaków. Był też kotek w wazonie, mała sówka, górskie kozice i niedźwiedzica z trójką młodych wędrująca przez wrzosy. Ale pan Stefan rozdał je znajomym i rodzinie.
- Bardzo lubię malować zwierzęta i pejzaże. Za to nigdy nie podjąłbym się namalowanie portretu. Boję się, że nie oddałby on rzeczywistości. Byłby pewnie zbyt ładny, albo za brzydki.
Wspomnienia
Malarstwo interesowało go już w szkole podstawowej.
- Zawsze miałem najlepsze stopnie z zajęć plastycznych. Chciałem nawet zdawać na Akademię Sztuk Pięknych w Poznaniu, ale wybuchła wojna i moje życie potoczyło się zupełnie inaczej - wspomina Stefan Matuszyński. - A po wojnie czas już było zakładać rodzinę.
Ze swoją żoną Anastazją pan Stefan przeżył szczęśliwie 53 lata.
Nie poddał się chorobie
Do grudnia ubiegłego roku malował obrazy farbami olejnymi. Niestety choroba sprawiła (pan Stefan choruje na zatorowość, ma też przewlekłą niewydolność serca), że musiał z nich zrezygnować.
- Zapach terpentyny wywoływał u mnie duszności, zamieniłem więc farby olejne na akrylowe. Wizualnie różnicy nie ma, trwałość też jest taka sama. Rozcieńczam je wodą , a poza tym schną bardzo szybko - opowiada.
Pan Stefan godzinami przesiaduje w swojej pracowni, a obrazów wciąż przybywa. - Chcę namalować ich jeszcze więcej, może ktoś je kupi i chociaż w ten sposób będę mógł pomóc chorym na raka dzieciom - ma nadzieję pan Stefan.
Wraz z bydgoskim Domem Sue Ryder postanowiliśmy pomóc w organizacji aukcji. Odbędzie się ona w maju, podczas naszej gali dla najlepszych firm - "Złota Setka Pomorza i Kujaw". Może wcześniej znajdzie się też osoba, która oprawi obrazy. Pan Stefan kiedyś zajmował się tym sam, pochodzi bowiem, z dziada pradziada, z rodziny cieśli, ale dziś nie ma już na to siły.