https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Ponad 12 miesięcy po tragedii. Kto ponosi odpowiedzialność za śmierć nienarodzonych bliźniąt?

Justyna Juszczyńska, [email protected]
Ewa i Arkadiusz Szydłowscy obawiają się, że sprawa może zakończyć się na niczym. Na zdjęciu - pokazują badania USG.
Ewa i Arkadiusz Szydłowscy obawiają się, że sprawa może zakończyć się na niczym. Na zdjęciu - pokazują badania USG. Wojciech Alabrudziński
Do dramatycznych wydarzeń doszło w nocy z 16 na 17 stycznia ub. roku na oddziale ginekoogiczno-położniczym szpitala we Włocławku.

W czwartek ciężarna kobieta trafiła do szpitala w 35. tygodniu ciąży bliźniaczej. Tam, zgodnie z zaleceniem lekarza ginekologa, miał zostać przeprowadzony zabieg cięcia cesarskiego. Od personelu kobieta usłyszała, że "cesarka" może zostać wykonana dopiero następnego dnia rano, bo na miejscu nie ma specjalisty od USG. Nienarodzone dzieci zmarły w nocy z czwartku na piątek.

Jak twierdzi ojciec bliźniąt, lekarze nie przeprowadzili od razu cesarskiego cięcia, tylko przez 7 godzin czekali na specjalistę od USG. Według ojca do śmierci jego dzieci przyczyniły się zaniedbania ze strony szpitala.

Więcej wiadomości z Włocławka na www.pomorska.pl/wloclawek.

Po tragedii w szpitalu ruszyły kontrole. Jedna z nich przeprowadzona przez NFZ wykazała wiele nieprawidłowości na oddziale ginekologiczno-położniczym. Stwierdzono między innymi brak dostatecznej obsady kadrowej i wymaganej aparatury.
Rodzina Szydłowskich nadal nie może sobie poradzić psychicznie ze stratą bliźniąt.- Niestety, człowiek przeżywa ten dramat co noc, ciągle wracamy do tych dni - mówi ze łzami w oczach Ewa Szydłowska, matka nienarodzonych bliźniąt. - Nadal czekamy na dalsze kroki prokuratury. Powoli zaczynamy się obawiać, że sprawa zakończy się na niczym.

Prokuratura Okręgowa we Włocławku zgromadziła już cały materiał dowodowy. Czeka teraz na opinię biegłych. - Akta sprawy są u biegłych z Akademii Medycznej w Warszawie - mówi prokurator Krzysztof Baranowski, zajmujący się sprawą.

W szpitalu we Włocławku od czasu tragedii wiele się zmieniło, przede wszystkim kierownictwo oddziału. Ordynator ginekologii, który tego dnia pełnił dyżur, najpierw został zawieszony, a po kilku dniach zwolniony z pracy.

Rodzina, która w dramatycznych okolicznościach straciła dzieci, chciałaby jednak przede wszystkim wyjaśnić sprawę do końca. Małżeństwo ubiega się także o zadośćuczynienie od szpitala.

Więcej o sprawie w poniedziałkowej "Gazecie Pomorskiej". Możesz kupić też e-wydanie.

Czytaj e-wydanie »

Komentarze 4

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

L
Leon
Nowy ordynator nie jest lepszy.Dr M.K. Przyjmuje prywatnie za niemałe pieniądze,do tego naciąga na niepotrzebne badania kobiety,nie omawia z nimi wyniku badań,jest gburowaty i nie umie wykryć widocznych wad u płodu.Żaden z niego dobry lekarz,dostał tu pracę za swe znajomości
e
emi
W dniu 09.03.2015 o 11:10, nn napisał:

im chodzi tylko o zadośćuczynienie

tiiaaaa, nie życzę ci niczego złego, ale postaw się w ich sytuacji... Wyobraź sobie, że nie masz 2 swoich dzieci, bo ktos ewidentnie spieprzył sprawę - potrafią robic cesarkę przy wypadku, a nie potrafią w szpitalu? A co to za lekarz, co nie potrafi obsługoiwac USG?

K
Koko
Oczywiście!!
n
nn

im chodzi tylko o zadośćuczynienie

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska