- Jak poinformowała "Pomorska", wylądował pan na 11 pozycji na liście wyborczej PO. To policzek?
- Tak bym tego nie ujął. Muszę jednak przyznać , że bardzo źle się z tym czuję. Wcześniej umawialiśmy się bowiem, że obecni posłowie mają zagwarantowane miejsca w pierwszej dziesiątce.
Wybory do Sejmu i Senatu. Kłótnia w PO o listy wyborcze. Poległ Jasiakiewicz i Sikora
- Okazuje się, że w polityce nie można wierzyć w gwarancje.
- W wyborach na szefa Platformy w regionie poparłem Pawła Olszewskiego. Ostatecznie wygrał Tomasz Lenz. Moje miejsce na liście jest tego pokłosiem.
- Tomasz Szymański, sekretarz miasta wystartuje z "trójki". To daje mu bardzo duże szanse na mandat.
- W ostatnich wyborach parlamentarnych pan Szymański zdobył około 2,5 tysiąca głosów. Ja uzbierałem 20 tysięcy. Choćby z samej przyzwoitości, powinienem znaleźć się wyżej. Cały czas jestem jednak optymistą.
- Bo liczy pan na to, że Krajowa Rada PO pana awansuje?
- Jak już mówiłem, liczę na to, że zwycięży zwykła ludzka przyzwoitość. 4 lata temu awansowałem na liście, myślę, że teraz będzie tak samo.
- A, jeśli nie? Zrezygnuje pan z kandydowania?
- Za wcześnie, żeby o tym mówić, bo decyzje o ostatecznym kształcie listy jeszcze nie zapadły. Śmiałe deklaracje mogą w tym momencie działać na moją niekorzyść. Mogę jedynie powiedzieć, że zostałem posłem po to, żeby pomagać ludziom. Chciałbym to robić dalej, jeśli jednak sytuacja na to nie pozwoli, wrócę do swojego zawodu.
- Prezydent Malinowski miał wpływ na pana pozycję?
- Oczywiście, jest przecież szefem grudziądzkiej Platformy. Jest też członkiem zarządu regionu.
- To odwet za to, że nie był pan posłuszny?
- Jestem posłem z Grudziądza i moim świętym obowiązkiem jest dbanie o interesy mieszkańców. Jeżeli ktoś podejmuje decyzje, które są z nimi sprzeczne, muszę o tym głośno mówić. Nawet jeśli jest to dla kogoś niewygodne.
Czytaj e-wydanie »