- Zostawiliśmy nasze okrycia w szatni, dostaliśmy numerek 213. Wychodziliśmy około godz. 1.45. Zamurowało nas, bo szatniarka nie wydała nam dwóch kurtek i płaszcza. Czwarte okrycie zostało. Wisiało w całkiem innym miejscu - relacjonuje młody mężczyzna, który z przyjaciółmi w mróz wracał do domu bez wierzchniego okrycia.
- Zgłosiliśmy problem menadżerowi. Szefostwo "Radu" nie czuje się za zniknięcie naszych rzeczy odpowiedzialne. Zgłosiliśmy więc sprawę policji. Sprawdziłem w ustawie i wyrokach Sądu Najwyższego, że właściciel lokalu odpowiada za kurtki i płaszcze gości, pozostawione szatniarzowi.
Dwie kurtki i płaszcz warte były łącznie około 1.000 zł.
Menadżerom "Radu" jest przykro.
Dominik Motyczyński wyjaśnia: - Szatniarka wydała tej nocy kurtki na ladę, ktoś je wziął. Udostępniliśmy policjantom nasz monitoring, który powinien pomóc odtworzyć bieg zdarzeń. Menadżerka Patrycja Wakowska: - Składałam w tej sprawie wyjaśnienia na policji. Nie chcę się zawczasu wypowiadać. Poczekajmy na ustalenia policji.
14 lutego policja wszczęła w tej sprawie postępowanie, pod nadzorem grudziądzkiej prokuratury. - Sprawdzimy wszystkie okoliczności zdarzenia. Były przypadki, że udało się nam ustalić sprawców kradzieży odzieży z szatni - mówi Marzena Solochewicz-Kostrzewska, oficer prasowy policji.
Czytaj e-wydanie »