Narzekanie na braki staje się ponownie naszą narodową pasją. Samorządom natomiast brak limitów i dotacji na wszystko, oczywiście z wyjątkiem pensji i premii dla lokalnych notabli.
Ja też odczuwam braki. Najbardziej doskwiera mi zanik zasad, jakie jeszcze nie tak dawno kierowały życiem człowieka. Było jasne, twarde rozróżnienie między dobrem a złem, między uczciwością a jej brakiem, między prawdą a kłamstwem. Niepisany kodeks, który ogromna większość ludzi miała we krwi.
Wszystko zmieniło się na lepsze, ale w tej dziedzinie ponieśliśmy klęskę. Zniknęły zasady, które były podstawą życia. Ludzie zachowują się jak kompas na biegunie: ustawiają się chętnie w każdym kierunku, który uznają za aktualnie korzystny.
Z użytku publicznego i prywatnego wyszły słowa, które dawniej słyszało się kilkanaście razy na dobę. Uczciwość, rzetelność, prawdomówność. W obiegu można częściej spotkać denar rzymski niż określenie "zacny człowiek". Złodziei przyjmuje się w najlepszych towarzystwach, oszuści dostają nominacje, kłamcy stają się przywódcami. Każde świństwo dzisiaj kwituje się terminem "walka polityczna". Wydaje się, że ludzie będący w polityce lub udający, że się nią parają, przyznali sobie monopol na bezkarność.
Wielkie obszary bagienne występują w gospodarce. Zasadę londyńskiego centrum finansowego City: "my word is my bond" (moje słowo jest moim zobowiązaniem) w Polsce uważa się za synonim głupoty. Człowiek, który wierzy kontrahentowi, może tylko do siebie mieć pretensje, jeśli pójdzie z torbami. Zawarcie umowy pisemnej też na wiele się nie zda. Prawo jest zbyt dziurawe, żeby naciągacza złapać.
Standardy postępowania i normy zawodowe upadły wszędzie i u wszystkich, od złodziei kieszonkowych po profesorów. Profesor wdaje się z kryminalistami w szwindle, które nawet dla człowieka z czterema klasami wydają się prymitywne. Sędziowie wypuszczają na wolność delikwentów, których potem trzeba ganiać po świecie. Testy egzaminów wstępnych można kupić od utytułowanych naukowców. Kupić można zresztą też policjanta, lekarza wystawiającego lewe zaświadczenie dla kryminalisty, celnika, urzędnika i polityka.
W języku angielskim jest określenie "window of opportunity". Można je koślawo przetłumaczyć jako "nadzwyczajna okazja". Moim zdaniem mamy teraz taką okazję. Dla mądrego, dalekowzrocznego polityka jest to odkrywkowa kopalnia złota.
Wszystko wygra ten, kto dzisiaj ogłosi powrót do najzwyklejszych podstaw moralno-etycznych życia i zapowie stosowanie zasad, których nie zapomnieliśmy. Potrzeba kierowania się nimi tkwi w każdym człowieku i nawet kanalie nie są całkowicie tej skłonności pozbawione. Ten polityk nie musi mieć żadnej partii ani lewej kasy na telewizyjne reklamówki. Wystarczy, że wypisze na tablicy to, co powinno się robić, a czego robić nie wolno. Najpierw będzie go słuchać kilka osób, potem kilkadziesiąt, potem tłum. Dostrzegą go media.
Nie potrzeba nam człowieka na miarę Martina Luthera Kinga ani Johna Kennedy ego. Wystarczy ktoś przeciętny, ale konsekwentny i uparty. No i całkowicie czysty. Taki ktoś zrobi karierę, przy której zbledną sukcesy tych, którzy najwięcej po 1989 roku osiągnęli. To jest gra o taką stawkę i z taką pewnością wygrania, że ktoś rozpocznie ją na pewno. Ciekawi mnie tylko - kiedy?
Powrót do podstaw
Tadeusz Jacewicz