Przez 10 lat działalności fundacji około tysiąc kotów znalazło swoje domy. W tym czasie fundacja wykastrowała i wysterylizowała około 2 tysięcy zwierzaków.
Fundacja "Kocia Dolina" działa już 10 lat. Byli goście, tort i koty rasowe [zdjęcia]
Z potrzeby serca?
- Wszystko robimy w ramach wolontariatu, wszystko w ramach swojego wolnego czasu. Jesteśmy żonami, matkami, pracujemy, a kotami zajmujemy się w wolnym czasie - wyznaje Irena Wypych, wiceprezes Fundacji "Kocia Dolina".
Dlaczego ta bardzo angażują się w tę działalność? - Z potrzeby serca? - odpowiada pytaniem pani Irena i kontynuuje z uśmiechem: - To wynika z miłości do tych kociaków. One dają nam tyle ciepła. Czasami przychodzi kryzys. Pojawia się pytanie, po co nam w domu siedem kotów, które wiszą właśnie na firance. A potem siadam. Kot przychodzi do mnie, zaczyna mruczeć i wraca uśmiech, wszystkie troski mijają. Chyba dlatego działamy w "Kociej Dolinie".
Przy ulicy Szarych Szeregów 3 w Inowrocławiu mają swoje przytulisko. Aktualnie mieszka tam 30 kotów. Drugie tyle znajduje się w domach tymczasowych wolontariuszy. Trzon fundacji stanowi grupa około 10 osób. - Codziennie poświęcają swój czas, żeby zwierzęta nakarmić, posprzątać w przytulisku, pojechać z kotami do weterynarza, zająć się stroną internetową - wymienia pani wiceprezes.
Bałam się kotów
Jedną z wolontariuszek jest Maria Nowicka. Zdradza nam, że przez większość swego życia kotów wręcz nie lubiła. - Bałam się ich. Podobnie jak chomika, myszy czy psa - zdradza. Jednak pewnego dnia do jej zakładu pracy wkradła się kotka i okociła się. Miała aż 11 maluszków. - Zaczęliśmy je dokarmiać i myśleć o sterylizacji. I tak trafiłam do fundacji - wspomina. Kroczek po kroczku zaczęła się przekonywać do kotów, a co za tym idzie - zbliżać do "Kociej Doliny".
- Do domu pierwsza kotka trafiła w 2009 roku na tak zwany "tymczas". Była z nami przez 6 lat, bo nikt nie był nią zainteresowany. I tak się zaczęło. Najpierw był jeden kot, potem dwa, trzy, a bywało i więcej. Niektóre koty są moje. Niektóre czekają na domy, bo mają na nie szanse, a niektóre czekają na domy, lecz tej szansy nie mają. Bo nie mają oczka, bo mają krótszy ogonek, bo się boją obcych ludzi - opowiada Maria Nowicka.
Spełnione marzenie
Dorota Mrozińska w przeciwieństwie do pani Marii przez całe swoje życie marzyła o tym, żeby mieć kota. - Jak przechodził ulicą, to się do niego uśmiechałam. Każdego musiałam wygłaskać - wspomina. Kilka lat temu spełniał swoje marzenie. Pojechała do schroniska i przygarnęła futrzaka. To był jej pierwszy kot.
Gdy na stronie "Kociej Doliny" pojawiło się ogłoszenie "Poszukujemy wolontariuszy", zgłosiła się. - Przyszłam. Załapałam bakcyla. Najpierw z fundacji wzięłam jedną koteczkę, potem drugą. Dziś mam trzy kotki. I nie oddam już ich nikomu. Bo ja nie jestem stworzona do tego, by mieć dom tymczasowy. Jakbym przyjęła kota pod dach, to już bym go nie oddała - wyznaje z uśmiechem.
I ty możesz pomóc
Wszędzie, gdzie tylko to jest możliwe, zachęcają ludzi, by przyjmowali koty pod swój dach. - My nie mamy domów z gumy. W nich nie zmieści się nieograniczona liczba kotów. One potrzebują przestrzeni - podkreśla Maria Nowicka. Z otwartymi rękoma przyjmą również kolejnych wolontariuszy. Pracy na pewno dla nich nie zabraknie.
Więcej informacji o "Kociej Dolinie" oraz informacje o kotach czekających na adopcje znajdziecie na stronie fundacji: www.kociadolina.pl.
Więcej informacji z Inowrocławia na: www.pomorska.pl/inowroclaw