Ośrodki pomocy społecznej mają do czynienia nie tylko z aniołami. Częściej z osobami trudnymi, których życie zazwyczaj nie głaskało. Dobrze o tym wiedzą w Koronowie. - Nie raz i nie dwa spotykają nas przykrości. Ale są pewne granice, których przekroczyć nie można - mówią pracownicy koronowskiego M-GOPS. - A ten pan Grzegorz W. przekroczył już je dawno temu.
- Jestem tu dyrektorem od roku 2005 - mówi Dariusz Karwat, dyrektor ośrodka. - I odkąd sięgam pamięcią zawsze były kłopoty z tym panem. W sposób zuchwały i zupełnie bezkarny szkalował naszych pracowników socjalnych, potrafił wtargnąć do naszej siedziby, wymachiwać rękoma, grozić, zwymyślać, wyzywać, używając przy tym najwulgarniejszych słów. Jesteśmy odporni, ale nie aż tak...
Przeczytaj także: Pani Iwonie z Tuszyn do nieba bliżej niż do ziemi
Dyrektor Karwat zgłaszał policji, zdarzało się, że funkcjonariusze wyprowadzali pana Grzegorza z ośrodka w kajdankach. Ale niewiele to dawało. Zgłosiły też sprawę panie pracujące w ośrodku, ale zastraszane przez Grzegorza W. wycofywały oskarżenia pod jego adresem. Tak się go bały. Ale pan Grzegorz nadal nie przebierał w środkach.
- Krzyczał do nas: Ja was załatwię, jesteście czerwona hołotą, złodziejami! - mówi anonimowo jedna z pracownic. - To było na porządku dziennym. Potrafił obejść nasz ośrodek przy ul. Pomianowskiego, wykrzykując inwektywy pod naszym adresem. Dostawało się też naszym rodzinom...
Próbowałem skontaktować się z panem W. Nie odbierał telefonu. Prokuratura bydgoska dwa razy umarzała sprawy przeciwko temu panu. Bo biegli stwierdzali jego niepoczytalność. Ale akta sprawy z wnioskiem o umorzenie trafiły do Sądu Rejonowego. A Temida może np. skierować pana Grzegorza do zamkniętego zakładu leczenia zdrowia psychicznego. - On wie o tym i uspokoił się. Już nas nie nęka. Odetchnęliśmy z ulgą - mówi Dariusz Karwat, dyrektor M-GOPS.
Czytaj e-wydanie »