Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prawdziwych Cyganów nie ma? Są!

Katarzyna Piojda [email protected] tel. 52 32 63 155
Od lewej: Kola Andrejas, Tadeusz Bogusławski i Ewa Andrejas.
Od lewej: Kola Andrejas, Tadeusz Bogusławski i Ewa Andrejas. Jarosław Pruss
Kiedyś Romowie jeździli wozami zaprzęgniętymi w konie. Potem wprowadzono zakaz wjazdu furmanek do miasta. - Zamieniliśmy więc powozy na konie mechaniczne - mówi Kola Andrejas, Rom z Bydgoszczy.

Zadbane mieszkanie w niezadbanej prywatnej kamienicy na Bielawach. W obszernych pokojach eleganckie, masywne, bogato zdobione meble. Na ścianach obrazy i lustra w mosiężnych ramach.
Stół suto zastawiony. Na pierwszy rzut oka wygląda, jak ze zdjęcia w czasopismie o gotowaniu i pieczeniu. Ciasto, kawa, złote i srebrne sztućce, porcelanowe talerzyki. - Trzeba gości należycie przyjąć - uśmiecha się Ewa Andrejas.

Ona jest panią domu. Siedzę sobie przy stole z jej mężem, Kolą Andrejasem i przyjacielem rodziny, Tadeuszem Bogusławskim. A ona sama siedzi trochę dalej.

W tym domu mówi się w dwóch językach: polskim i romskim.- Jesteśmy Romami, ale jednocześnie czujemy się Polakami - mówi pan Kola. - Tutaj się urodziłem, wychowałem. Nie zamierzam wyprowadzać się z Bydgoszczy.

400 osób w mieście

W Polsce żyje około 20 tysięcy Romów. W naszym mieście - mniej więcej 400.- Najwięcej Romów zawsze mieszkało na Okolu, w Śródmieściu i na Czyżkówku - opowiada pan Kola. W Bydgoszczy żyła babka pana Koli, jego rodzice, teraz on ze swoją rodziną. Część krewnych przybyła do nas z Warszawy.

Starsi Romowie pamiętają, jak spali w barakach. Albo wozach zaprzęgniętych w konie. Fakt, było ciasno, ale meble i wyposażenie - jak w normalnym domu. Przez kilka miesięcy Romowie stacjonowali w jednym miejscu. Potem jechali w inne. Pomieszkać. I odjeżdżali znowu gdzie indziej. Potem władze miasta wprowadziły zakaz wjazdu wozów do miasta. Romowie zakazu przestrzegali, ale z wozów nie zrezygnowali.

- Te konne zamieniliśmy na konie mechaniczne - dodaje pan Tadeusz. Poprzednie wozy stoją na podwórkach u Romów. Niektóre można podziwiać w Muzeum Cygańskim w Tarnowie.

Konie mechaniczne

Najbardziej ulubiona marka samochodów Romów? - Oczywiście, że mercedes - odpowiadają równo obaj panowie. - I nie ma to nic wspólnego z tradycją. Mercedesy to prawdziwe samochody. Złego słowa o nich powiedzieć nie można.

Tymi samochodami jeżdżą z rodzinami. Rodzina pana Koli to on, jego żona, pani Ewa, i czworo dzieci. Każde ma imię oficjalne i drugie, używane codziennie. Pierworodny jest 29-letni Mariusz. Bliscy nazywają go Roki. Dwa lata po nim przyszedł na świat Adrian (Dżuliano). Sylwia, wołają na nią Gwiazda, ma 24 lata.

Najmłodsza córka to Klaudia. Mówią na nią Wanessa. - Mamy już ośmioro wnucząt - uśmiecha się pani Ewa. Jak na 50-letnią babcię, spora gromadka. - Najstarszy wnuk ma już 9 lat.

Za chlebem

Starsze dzieci Andrejasów wyjechały za granicę. - Za chlebem - mówi pan Kola. - My na chleb pracujemy tutaj.

To obowiązkiem mężczyzny jest utrzymać rodzinę. Romowie handlują samochodami, artykułami gospodarstwa domowego albo ubraniami. Prowadzą warsztaty samochodowe lub punkty usługowe. Albo śpiewają i grają w zespołach. Pan Kola pracuje w Urzędzie Miasta. Tymczasem jego tata miał warsztat kotlarski.

Dziesiątki lat temu Romki były głównodowodzącymi w domu. Zmieniły się czasy i role Romek w rodzinie też. - Rodzimy i wychowujemy dzieci i prowadzimy dom. No i powinniśmy słuchać męża - zaznacza Ewa Andrejas.

Powróżę ci

Kobiety, jeśli chcą, mogą wróżyć. - Moja mama ma 84 lata i jest jedną z najpopularniejszych wróżek w Polsce - kontynuuje Kola Andrejas. - Wróży z ręki albo stawia karty. Nie spotkasz jej na ulicy. Ona wróży w domu.

Wróżenia nie da się nauczyć. Są jakieś tam szkoły wróżek, ale one mogą nauczyć jedynie teorii. A tutaj chodzi o magię, coś, czego nie widać. Ludzie najczęściej pytają wróżkę o miłość.

Porwania tradycyjne

Romowie pobierają się często jako nastolatkowie. Najpierw dochodzi do porwania. Tak, tak - do porwania.

- Taka nasza tradycja - podkreśla pan Tadeusz. - Chłopak musi upatrzyć sobie dziewczynę, a potem ją porwać, choćby sprzed szkoły. Porwanie jest tylko obyczajem, bo w rzeczywistości młodzi, a nawet ich rodziny, znają się już wcześniej.

Bez kwitka

Śluby są inne niż polskie. Choć z pozoru podobne: jest wielu gości, panna młoda w białej sukni i pan młody w garniturze. Gra muzyka, są zastawione stoły. Ceremonia nie jest jednak oficjalna. Narzeczeni przyrzekają sobie miłość i wierność. Papierka nie potrzebują. Rozwody są, ale rzadko. Możliwe są te udzielane przeważnie za zgodą wspólnoty.

Romowie uważają jednak, że ta druga połowa powinna być na całe życie.

Ładny staż

- Mamy 30-letni staż i zastanawiamy się nad normalnym, tradycyjnym, polskim ślubem - mówi pani Ewa. - Myślimy o ślubie grupowym, w kilka albo kilkanaście par jednocześnie.

Czy to podczas wesela, czy na co dzień, czy w upał, Cyganki nie mogą pokazywać za dużo ciała. - Kusić nie wolno - uśmiecha się pani Ewa. - Krótkie spódnice, duże dekolty i odsłonięte ramiona to nie dla nas. Kobieta powinna inaczej zauroczyć mężczyznę.

Jak? Długimi włosami (Romki krótkich nie noszą), czarnymi jak węgiel oczami i zębami białymi niczym perełki. Albo biżuterią. Ewa Andrejas takie ma i włosy, i zęby. I biżuterię także.

Romowie są podzieleni na trzy warstwy społeczne. Najwięcej jest tych bogatych oraz tych biednych. Rodzin, którym się średnio powodzi, jest najmniej.

Nasz świat

Ta bogatsza warstwa wspomaga biedną.

- Założyliśmy stowarzyszenie i zespół pod jedną nazwą, "Jamaro Sveto". Oznacza ona: "Nasz świat" - wyjaśnia Kola Andrejas. - Celem jest pomoc dzieciom i młodzieży romskiej. Muszą żyć według zasad. Namawiamy, żeby małolaty chodziły do szkoły, a po szkole, żeby zajęły się czymś przyjemnym i pożytecznym, choćby muzykowaniem. Po to jest nasz zespół.

- Sporo dzieci, już nawet pięcioletnich, rozwija zainteresowania - dodaje Tadeusz Bogusławski.

Na badania

Dorośli też się uczą. Bydgoski Polski Czerwony Krzyż do połowy maja prowadzi dla nich kurs "Romowie - pełnoprawni obywatele polscy". PCK rozpocznie też projekt, w ramach którego Romowie pójdą na bezpłatne badania, np. do neurologa, internisty czy dentysty.

Mówi się, że Rom to ten dobry, a Cygan - ten zły, bo cygani, kombinuje. Zdarzają się czarne owce. Gdy taki człowiek się narazi, groźba wyklęcia ze społeczności cygańskiej (okresowego lub na zawsze) działa skuteczniej niż więzienie. Prawo cygańskie pozwala wykluczyć człowieka za ciężkie przewinienia. Wykluczonemu nikt nie poda ręki na powitanie, nie wpuści go do domu, nie pozwoli jeść przy jednym stole.

Marzy im się

Romowie mają marzenia. Całkiem realne.- Chciałbym kupić sobie wóz. Nie mercedesa. Taki powóz konny, jak z czasów naszych dziadków. Zwiedziłbym kawałek świata - planuje pan Tadeusz.

Pan Kola: - Marzy mi się, żeby do naszego zespołu wstąpiło jeszcze więcej dzieci. I żebyśmy jako stowarzyszenie pomogli jeszcze większej liczbie ubogich Romów.

- A ja bym chciała, żeby w naszym domu było tak, jak do tej pory - kończy pani Ewa.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska