https://pomorska.pl
reklama
Pasek artykułowy - wybory

Prima inter pares

Adam Willma
W ciągu 60 dni trzech studentów z UMK dokonało cudu gospodarczego: czterokrotnie podnieśli wartość swojej firmy, o tyle samo zwiększyli zatrudnienie. Stali się potentatem na światowym rynku kosmetyków. Na razie tylko wirtualnym.

     O swoim udziale w grze powiedzieli wyłącznie najbliższym kolegom. Nie chcieli najeść się wstydu w przypadku przegranej. Zalogowali się na stronie L'Oreal e-Strat Challenge. Z Paryża przyszło oprogramowanie i 60-stronicowa instrukcja.
     Konkurent z twardym dyskiem
     
Drużynę nazwali Copernicus. Kapitanem został Tomek Koźliński (V rok ekonomii), który szczęścia w konkursie próbował już w ubiegłym roku, ale bez większych sukcesów.
     Na początku quiz eliminacyjny dla 2600 zespołów z całego świata. Do kolejnego etapu przeszło 789. Dalej była jazda pod górkę: - Firma, którą mieliśmy zarządzać nazywała się Prima, czterema innymi zarządzał komputer - wyjaśnia Dawid Piskorz, student piątego roku. - Kluczem do wygranej był indeks cen akcji. Wygrywał ten, którego akcje pod koniec gry zdrożały najbardziej.
     Wraz z wirtualnym koncernem toruńscy studenci przejęli wszystkie jej problemy: odpowiedzialność za manipulowanie cenami, merketing, politykę kadrową i zarządzanie stronami internetowymi firmy.
     Zarząd w sieci
     
Na początek musieli stworzyć strategię, co nie było proste, zważywszy, że Tomek przebywał na stypendium w Finlandii, Dawid większość czasu spędza w Inowrocławiu, a Jarek Boniecki (IV rok) - w Toruniu. Komunikowali się przez Internet. - Wbrew pozorom to było niezłe rozwiązanie - _uważa Dawid. - Bo przez Internet trudno się kłócić. Oczywiście spory były, zresztą każdy wie z wykładów, że organizacja, w której nie występują konflikty jest organizacją chorą.
     Zgodzili się, że będą tworzyć cztery produkty dla czterech segmentów rynku. Najbogatsi mogli liczyć na "Peach", dla średniaków były "Poison", "Pine" oraz "Pulp", ubożsi klienci musieli zadowolić się "Palmem".
     Wirtualny, przyjemny w dotyku
     
- Co sprzedawaliśmy? Hmmm... to jest problem, bo sami wiedzieliśmy tylko, że chodzi o produkty z branży kosmetycznej - śmieje się Jarek. - Zresztą z naszego punktu widzenia nie miało to większego znaczenia. Ale znaliśmy cechy naszych produktów: na przykład "Peach" był "delikatny, bezpieczny, miły w dotyku" itd. Ta jakość musiała oczywiście kosztować. W przypadku "Palm", komfort i bezpieczeństwo były cechą drugoplanową. Najważniejszym czynnikiem była cena.
     Różnice poglądów podzieliły torunian już na początkowym etapie.
- Nie mogliśmy ustalić wspólnego stanowiska. To była wielka wpadka - wspomina Dawid. - Ostatecznie za bardzo podnieśliśmy ceny. Efekt nas trochę przygnębił, bo znaleźliśmy się na 633 miejscu. Wydawało się, że po takim starcie o czołówce możemy tylko pomarzyć.
     Podchody o przychody
     
Kolejny etap był miłym zaskoczeniem. Podobnie jak w pierwszym przeanalizowali 30 wykresów, zamówili badania. Kiedy podjęli wszystkie wymagane decyzje okazało się, że nagle wskoczyli na 14 miejsce.
     
- Zrobiło się gorąco. Zrozumieliśmy, że gramy o wysoką stawkę. Po trzeciej rundzie znowu trzy oczka w górę - relacjonuje Jarek. - Najważniejsze było ustalenie, co najbardziej wpływa na indeks cen akcji. Uznaliśmy, że tym czynnikiem są przychody Primy, a nie udział w rynku czy wartość sprzedaży detalicznej.
     Stworzyli trzy tradycyjne i trzy internetowe kanały dystrybucji, tak, aby osobno obsługiwać zamożniejszych i biedniejszych klientów. Zdobywali coraz większy procent rynku. Z początkowych 22 zakończyli na 51.
     W czwartej rundzie byli już trzeci.**-
Ale pewności nie mieliśmy żadnej, jeden głupi ruch i można było wszystko stracić - relacjonuje Dawid. - Porozumiewaliśmy się albo przy pomocy chatu, albo po prostu mailowaliśmy, czasem do 3.00 w nocy, bo nasze decyzje musiały być w Paryżu o 9.00.
     Pieczone Ziemniaki atakują
     
Po piątym etapie organizatorzy konkursu utajnili wyniki najlepszych 20 drużyn. Ale i to dało się obejść.
- Zespoły z czołówki wymieniały się pozdrowieniami. Przy okazji informowaliśmy się o liczbie punktów - wówczas doszło do nas, że jesteśmy najlepsi - uśmiecha się Dawid. - Wiedzieliśmy jednak, że trzeba trzymać emocje na wodzach, bo ekipa z Politechniki Łódzkiej, która po drugiej rundzie zajmowała drugie miejsce, spadła później z kretesem o 300 pozycji. Poza tym czuliśmy na plecach oddech Pieczonych Ziemniaków (Backed Potatoes), świetnej ekipy z Kanady i Brazylijczyków. Napięcie było ogromne i rzeczywiście w ostatnim etapie również zaliczyliśmy regres.
     -
Nie regres, ale spadek dynamiki wzrostu. Zdobywaliśmy nowe punkty, ale nie tak ekspansywnie, jak w poprzednich etapach - protestuje Jarek. - W ostatniej rundzie zmieniliśmy formułę produktów. Produkt był lepszy, ale ktoś musiał ponieść koszty zmian. Mieliśmy do wyboru przerzucić koszty na klienta albo zmniejszyć zysk wiedząc, że patrzą nam na ręce akcjonariusze. Podnieśliśmy cenę, ale nieznacznie. W zmianę zainwestowaliśmy 3 dolary od każdej wyprodukowanej sztuki kosmetyku, ale klient zapłacił zaledwie pół dolara więcej. No i okazało się, że rynek jest w stanie wchłonąć więcej niż jesteśmy w stanie wyprodukować. To był błąd.
     Myślenie pozytywne
     
Pewności nie mieli do końca. Dopiero, gdy na uroczystej gali w paryskiej siedzibie L'Oreal jako drugich wyczytano Brazylijczyków, wiedzieli, że się udało. Radość była tym większa, że na trzecim miejscu uplasowała się druga ekipa z Polski reprezentująca Akademię Ekonomiczną w Katowicach. Odebrali gratulacje od redaktora naczelnego "Financial Times".
     - _Najbardziej ucieszyło nas, że zdeklasowaliśmy renomowane ośrodki ekonomiczne w Polsce, nie mówiąc już o prestiżowych uczelniach amerykańskich i europejskich. Przecież z samych Stanów wystartowało ponad 100 zespołów
- cieszy się Jarek. - Okazało się, że ekonomia dla wszystkich jest jednakowa. Uczelnie, w których kształcą się nasi konkurenci, kładą większy nacisk na praktykę, znacznie mniej jest u nich teorii. Tymczasem nam ta uniwersytecka teoria okazywała się przydatna.
     Tomek nie wrócił jeszcze z Finlandii. Myśli o karierze naukowej.
     Dawid rozgląda się za pracą, być może wybierze się na rozmowę kwalifikacyjną do polskiego oddziału L'Oreal. - Mój rodzinny Inowrocław jest miłym miastem, ale nie oferuje atrakcyjnej pracy. Mam nadzieję, że kiedyś będę miał okazje te miejsca pracy w Inowrocławiu tworzyć. Ta gra utwierdziła mnie w przekonaniu, że najważniejsze jest pozytywne myślenie.
     Jarek, który oprócz ekonomii ciągnie jeszcze studia informatyczne, również nie ma złudzeń:**
- Pochodzę z Golubia-Dobrzynia i pewnie do Golubia wrócę, ale dopiero na emeryturę. Interesuje mnie praca w dziale finansowym przedsiębiorstwa. Po tym konkursie widzę, że dobry ekonomista może znaleźć pracę w każdym miejscu na świecie.
     Czynnik losowy
     
Po dwie kryształowe statuetki (za mistrzostwo Europy i świata) pojechali do Paryża. Ugoszczono ich w hotelu Chateau Frontenac przy Champs Elysees. Zwiedzili laboratoria L'Oreal, mieli czas zawiązać znajomości z konkurencyjnymi zespołami. Ponieważ główną nagrodą jest wyjazd w dowolne miejsce na świecie, być może odwiedzą Pieczone Ziemniaki w Kanadzie albo Brazylijczyków z Balezaeh Fundamental, choć Tomek forsuje opcję wyjazdu do Tajlandii ("Organizacja w której nie ma konfliktów...").
     Dawid i Jarek mieli pecha. W Paryżu pierwszy zgubił pieniądze, drugi skręcił nogę.**- W życiu jest więcej czynników losowych niż w grze.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Biznes

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska