Zdaniem prof. Janusza Czapińskiego Polskę można porównać do firmy na bardzo wczesnym etapie rozwoju. Według badań z 2009 r., w których zostaliśmy zestawieni z 18 innymi krajami Unii, tylko pod względem kapitału ludzkiego (w uproszczeniu wykształcenia) wypadamy przyzwoicie - zajmujemy siódme miejsce.
Przeczytaj: Coraz więcej przedsiębiorców ćpa! Dlaczego to robią?
- Przy badaniu kapitału ludzkiego bierze się pod uwagę m.in. przeciętną liczbę lat nauki oraz wyniki testu PISA (Program Międzynarodowej Oceny Umiejętności Uczniów - przyp. red.), który sprawdza umiejętności młodzieży powyżej 15. roku życia. - wyjaśnia prof. Janusz Czapiński. - Pod innymi względami wypadamy słabo. Kapitał intelektualny stawia nas na 15. miejscu, kapitał kreatywny, mierzony chociażby nakładami na rozwój - na 17. Jeśli chodzi o kapitał społeczny, jesteśmy na samym końcu, tuż obok Rumunii.
Prof. Janusz Czapiński o klęsce polskiej gospodarki
I to, zdaniem profesora, może decydować o klęsce polskiej gospodarki w następnych latach. O czym świadczy niski poziom kapitału społecznego? - Polacy sobie nie ufają - mówi. - Nie potrafią się dogadać, nie mają umiejętności negocjacyjnych. Wszystko to sprawia, że nie potrafimy działać zespołowo, z braku zaufania mnożymy koszty transakcyjne, przygotowując kolejne załączniki umów.
Ostatnie sondaże wykazują, że tylko 11 proc. Polaków ufa innym ludziom. W krajach wysoko rozwiniętych, m.in. w Skandynawii poziom zaufania społecznego sięga 60-70 proc. Czapiński przedstawił w Toruniu także wyniki innych badań, według których kapitał społeczny ma bezpośredni wpływ na PKB.
Fabryki uciekają, patent zostaje
Konsekwencją inwestowania w rozwój kapitału ludzkiego zamiast społecznego jest u nas chociażby rzesza bezrobotnych magistrów. - Polska gospodarka nie potrzebuje już ludzi z wyższym wykształceniem - mówi Czapiński. - Dlaczego? Bo nie jest to gospodarka innowacyjna, oparta na wiedzy.
Przeczytaj: Kradzieże w pracy. Polacy oszukują własnych szefów
Gospodarka oparta na wiedzy zakłada m.in., że polscy uczeni czy inżynierowie tworzą nowe produkty, zdobywać patenty i sprzedawać je polskim firmom. - Teraz to tak nie działa - wyjaśnia Czapiński. - Ponieważ Polacy są dość dobrze wykształceni, a koszty pracy są u nas stosunkowo niewielkie, przyciągnęliśmy zachodnich inwestorów. Walili do nas drzwiami i oknami. W ten sposób Polska stała się jedną wielką montownią, gdzie wytwarza się produkty według cudzego pomysłu. Ale to może się wkrótce skończyć.
Białoruś, Rumunia czy Bułgaria idą w nasze ślady. Teraz tam młodzi ludzie kształcą się na potęgę, a koszty pracy jeszcze przez wiele lat będą u nich niższe niż u nas. Inwestorzy zwiną swoje fabryki z Polski i przeniosą się tam, gdzie będą mieli równie wykwalifikowaną kadrę, której będą mogli płacić mniej.
Tu więcej informacji ze spotkania z prof. Januszem Czapińskim