Co noc do ziemskiej atmosfery wpada około 100 mln cząstek materii międzyplanetarnej. Te drobne kamyki, pozostałości planetoid i komet, łącznie ważą kilka ton, ale dzięki gęstej i grubej atmosferze ulegają całkowitemu spaleniu nie docierając do powierzchni**Ziemi. Jednak nie zawsze.
Kosmiczne kamienie
Blisko 20-50 tysięcy lat temu żelazny meteoryt o średnicy 60 metrów spadł na ląd. W Arizonie w ten sposób powstał krater o średnicy 1200 i głębokości 170 m.
Ostatniego dnia czerwca 1908 roku nad syberyjską tajgą, w okolicach rzeki Podkamiennaja Tunguska, zauważono przelatującą olbrzymią ognistą kulę. W chwilę później nastąpiła eksplozja o sile 600 razy większej niż wybuch bomby atomowej nad Hiroszimą: w promieniu 70 km od epicentrum las został doszczętnie zniszczony. Dziś wiadomo, że wówczas 8 km nad Ziemią eksplodowała kamienna planetoida o średnicy 60 m.
W styczniu 2000 roku nad Kanadą eksplodował "kosmiczny kamień" o średnicy około 3 metrów wyzwalając energię porównywalną z wybuchami 4 kiloton trotylu. Do takich wydarzeń dochodzi średnio raz do roku. Na szczęście rzadziej mamy do czynienia z większymi obiektami.
Pomiędzy Marsem a Jowiszem
Większość planetoid krąży wokół Słońca pomiędzy orbitami Marsa i Jowisza. Ocenia się, że jest tam co najmniej 1000 obiektów o średnicy większej niż 30 km, z których około 200 ma średnicę większą od 100 km. Największa planetoida, Ceres, (średnica 1070 km) została odkryta jako pierwsza przez sycylijskiego astronoma Giuseppe Piazziego. Pierwszego stycznia tego roku minęły 203 lata od tego wydarzenia.
Orbity wielu planetoid zbliżają się jednak lub nawet przecinają z orbitą ziemską. Astronomowie najbardziej obawiają się takich właśnie obiektów. Określa się je wspólną nazwą NEO (Near Earth Objects - czyli obiekty bliskie Ziemi). Dotychczas naukowcom udało się zidentyfikować ponad 200 planetoid należących do tej grupy mających średnicę większą niż 500 metrów. Astronomowie szacują, że obiektów o średnicy powyżej jednego kilometra jest ponad 1200. Na dodatek orbity ciał z NEO są bardzo niestabilne.**Szacuje się, że w pasie planetoid około 100 obiektów o średnicy ponad 1 km w ciągu każdego miliona lat wchodzi na orbity bliskie Ziemi.
Bliskie spotkania
Bliskie spotkania
8.12.1992 - planetoida 4179 Toutatis (4,5 km x 2,5 km x 2 km) przeleciała 3,6 mln km od Ziemi
5.1994 - obiekty o średnicy 6 m i 9 m mijają Ziemię w odległości 150 i 105 tysięcy km.
31.10.2000 - Toutatis przelatuje 11 mln km od Ziemi
24.02.2001 - planetoida 2001DO47 (20-50 m średnicy) zbliżyła się na dystans 580 tysięcy km. Została odkryta dopiero 19 lutego przez astronomów w ramach programu "Space Watch"
27.08.2003 - planetoida 2003QB30 (kilkadziesiąt metrów średnicy) mija Ziemię w odległości 850 tysięcy km. Została odkryta zaledwie 24 sierpnia.
14.06 2003 - asteroida 2002MN (średnica 50-120 m) minęła Ziemię w odległości zaledwie 120 tysięcy km z prędkością 38 tys. km/h
8.2004 - Toutatis zbliży się na 1,5 mln km
(średnia odległość Księżyca od Ziemi wynosi 384 tysiące km)
Magazyn komet
Dla Ziemi groźne mogą być również komety. Każdego roku kilka z nich, wcześniej nie znanych, dociera do wnętrza Układu Słonecznego. Przylatują z obłoku Oorta. Obłok ten, zwany magazynem komet, otacza nasz układ planetarny w odległości ponad 500 razy większej od promienia orbity Plutona, najdalszej planety.**Obłok Oorta zawiera miliard, a może nawet bilion komet. Około 600 lodowych planetoid (tak również można nazwać komety) krąży po bardzo wydłużonych orbitach. Nieraz pełen obieg zajmuje im tysiące, a nawet więcej lat. Gdy dotrą do centrum naszego Układu, poruszają się z bardzo dużą prędkością (50-60 km/s).
Jeśli kometa wejdzie w atmosferę ziemską z taką szybkością, to jest duża szansa, że zdąży wyparować. Gdyby jednak dotarła do powierzchni Ziemi, mogłaby spowodować wielkie zniszczenia. Największe zagrożenie stanowią komety krótkookresowe, bo mogą eksplodować blisko Ziemi, wytwarzając potężną falę uderzeniową. Komety długookresowe są niebezpieczne z innego powodu: nie wiadomo, skąd nadciągają. Współczesne metody pozwalają odkryć taki obiekt zaledwie 250-500 dni przed zderzeniem. Ocenia się, że w ciągu 100 lat pomiędzy Ziemią a Księżycem przelatuje jedna kometa długookresowa.
Katastrofy lokalne
Z obecnych badań i obserwacji astronomicznych wynika, że prawdopodobieństwo przecięcia się orbit planetoidy i Ziemi w tym stuleciu wynosi około dziesięć procent. Bardzo poważne zagrożenie stanowi planetoida o średnicy większej niż 100 m. Jednak szanse, że dojdzie do takiego zderzenia są równe dwóm procentom.
Mniejsze ciało niebieskie (o średnicy 60 m) zderza się z Ziemią raz na kilkaset lat i raz na 100 tysięcy lat spada na obszary zamieszkane. Upadek takiego meteorytu na metropolię spowodowałby śmierć kilku milionów ludzi. Meteoryt o średnicy 250 m wpadając do oceanu wywołałby wielkie tsunami (fale morskie o wysokości kilkudziesięciu i więcej metrów), które dotarłoby do obszarów nadmorskich leżących nawet 1000 km od miejsca upadku. Uderzenie takiego meteorytu może utworzyć na lądzie 5-kilometrowy krater. Gdyby spadł on na Nowy Jork, spowodowałby śmierć 25 milionów ludzi. Meteoryty tej wielkości zderzają się z Ziemią raz na 10 tysięcy lat. Mimo to wciąż byłaby to katastrofa lokalna.
Zagłada globu
Aby uznać, że doszło do zagłady globalnej, Ziemia musiałaby się zderzyć z planetoidą o średnicy ponad 1 km. Wyzwolona wówczas energia byłaby większa niż łączna energia wszystkich istniejących obecnie na świecie ładunków jądrowych. Upadek takiego meteorytu spowodowałby obniżenie temperatury na Ziemi o 10 stopni Celsjusza. Na planecie zapanowałaby zima. Padałyby kwaśne deszcze. Do tego rodzaju zagłady**może dojść raz na 300 tysięcy lat.
Kolizja z jeszcze większym meteorytem, o średnicy powyżej 3 km, spowodowałaby pożary na całym globie. Liczbę ofiar w ludziach trzeba by szacować w miliardach. Prawdopodobnie cały gatunek ludzki jak i wiele innych zniknąłby z powierzchni planety. W atmosferze byłoby tyle pyłu i gazów, że widoczność wynosiłaby zero. Takie katastrofy zdarzają się średnio raz na 500 tysięcy lat. Właśnie na przełomie kredy i trzeciorzędu doszło przypuszczalnie do największego w ostatnich 100-1000 milionach lat zderzenia Ziemi z innym ciałem niebieskim. Wówczas 10-kilometrowy obiekt uderzył w Ziemię, powodując zagładę na skalę globalną. To wydarzenie było m.in. przyczyną masowego wymierania dinozaurów.
Zmienić tor
W latach 80. ubiegłego stulecia zdano sobie sprawę, że chociaż wystąpienie katastrofy lokalnej lub globalnej jest mało prawdopodobne, to jednak należy zacząć obserwacje obiektów, które mogą realnie nam zagrozić. W ostatnich latach pojawiło się kilka projektów. Największym z nich jest Lincoln Near Earth Asteroid Research (LINEAR), który wykrył ponad 100 tysięcy nowych planetoid krążących pomiędzy Marsem a Jowiszem.
Naukowcy zaczęli opracowywać różne warianty obrony przed kometami i planetoidami. Najczęściej proponowano wywołanie wybuchu jądrowego na planetoidzie, który miałby spowodować zmianę toru jej**orbity na kilka miesięcy przed zderzeniem. Jednak nie wiadomo, jakie jeszcze mogłoby to przynieść skutki. Wybuch mógłby rozerwać planetoidę na wiele dużych fragmentów zwiększając zagrożenie.
Inna wersja zakłada rozpędzenie do maksymalnej prędkości największej rakiety, która następnie staranowałaby ciało niebieskie. I znów, podobnie jak w przypadku wybuchu jądrowego, istnieje obawa, że planetoida będzie rozbita na wiele fragmentów lub zostanie odłupany tylko niewielki jej kawałek.
Zastosowanie wyrzutnika masy to następny pomysł. Chodzi o umieszczenie na powierzchni planetoidy urządzenia, które wyrzucałoby kawałki skał z jej powierzchni, powodując niewielkie przyspieszenie w przeciwnym kierunku. Pozwoliłoby to zmienić na tyle prędkość ciała, aby nie doszło do zderzenia.
Lustro, farba czy "popychacz"
**Metoda ablacji polega na rozgrzewaniu powierzchni planetoidy potężnym laserem lub światłem słonecznym. Wyparowywujący materiał popychałby planetkę nieznacznie w przeciwnym kierunku. Wadą tego projektu jest konieczność utrzymywania w stałej pozycji przez długi czas lasera lub zwierciadła.
Następnym pomysłem jest pomalowanie planetoidy farbą odblaskową. Ma to spowodować zmianę ciśnienia promieniowania słonecznego i bardzo powolną, systematyczną zmianę kursu. Trudno sobie jednak wyobrazić ilość potrzebnej farby i samo malowanie planetoidy.
Ostatnim, najnowszym pomysłem jest idea "kosmicznego popychacza". W kierunku planetoidy wysłano by statek kosmiczny, który po wylądowaniu przyczepiłby się do jej powierzchni. Wyposażony w jądrowe silniki plazmowe powoli popychałby planetoidę, tak zmieniając jej orbitę, aby nie doszło do zderzenia z Ziemią.
Na szczęście większość zagrożeń można przewidzieć z 20-letnim wyprzedzeniem. Będzie więc czas na opracowanie skutecznej metody obrony i zbadanie ciała niebieskiego przed jego zniszczeniem.