TVN 24/X-News
Protest to kolejny sygnał ostrzegawczy, który środowisko pielęgniarek wysyła rządzącym. Poprzednio pielęgniarki i położne manifestowały swoje niezadowolenie w kwietniu. Jak podkreślają, nic się od tego czasu nie zmieniło w ich sytuacji, więc i niezmienione pozostają żądania – podwyżki, etaty, ograniczenie biurokracji oraz wpisanie pielęgniarek w system zamawianych świadczeń przez NFZ. W przypadku niespełnienia tych postulatów, niewykluczony jest strajk generalny. Gdyby sytuacja w dalszym ciągu nie ulegała zmianie, mogłoby do niego dojść jeszcze w tym roku.
- Chcę pomóc i pomogę – zadeklarował minister Marian Zembala. Jednak oferta przygotowana przez resort nie spełnia pielęgniarskich oczekiwań. Ministerstwo Zdrowia zaproponowało 300 zł brutto podwyżki już od października br. i taką samą kwotę w roku 2017. Zdaniem przewodniczącej OZZPiP Lucyny Dargiewicz, jest to nie do zaakceptowania. Oznacza bowiem wzrost płacy o zaledwie 174 zł netto.
- Wiele z nas zna języki obce, kolejne się ich uczą. Jeżeli rząd nie zaproponuje nam godziwych warunków pracy, lada chwila wiele z nas znajdzie się za granicą, gdzie odpowiednio doceni się nasze umiejętności – zapowiada jedna z uczestniczek protestu.
O wsparcie protestu ZZPiP apeluje również Naczelna Rada Pielęgniarek i Położnych. „Nie dajmy satysfakcji mącicielom, którzy przekłamując i wyolbrzymiając fakty, pomawiają Prezesa NRPiP o działania wbrew wspólnemu stanowisku przyjętemu przez samorząd zawodowy pielęgniarek i położnych oraz Ogólnopolski Związek Zawodowy Pielęgniarek i Położnych. Pokażmy, że jesteśmy solidarni i zdeterminowani, by wspólnie domagać się godnych zarobków i warunków wykonywania pracy. Solidarni, gdy protestujemy, ale także gdy siadamy do negocjacji” - napisała w specjalnym oświadczeniu Grażyna Rogala-Pawelczyk, prezes NRPiP.