Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przemoc na ulicy. Widzimy, ale udajemy, że nic się nie dzieje. "Co ja tam będę się wtrącać?"

Katarzyna Piojda
Katarzyna Piojda
Przemoc nie tylko w czterech ścianach się kryje. Na dworze też ją widzisz i słyszysz, ale czasami odwracasz głowę i zatykasz uszy, żeby nie być jej świadkiem.
Przemoc nie tylko w czterech ścianach się kryje. Na dworze też ją widzisz i słyszysz, ale czasami odwracasz głowę i zatykasz uszy, żeby nie być jej świadkiem. Przemysław Swiderski
Przedszkolanka ciągnie dziewczynkę za włoski, mężczyzna bije kobietę, chłopak obraża staruszka. To się dzieje na ulicach. I pomagamy ofierze - albo i nie.

Bydgoszczanka szła ulicą w Śródmieściu. Mijała grupę dzieci z opiekunkami. To była prawdopodobnie wycieczka przedszkolaków. Jedna dziewczynka nie chciała iść. Kobieta nagle zobaczyła taką scenę: nauczycielka pociągnęła dziewczynkę za włosy tak mocno, że mała zaczęła płakać. Wycieczka poszła dalej, kobieta nie zareagowała. Zastanowienie przyszło dopiero po powrocie do domu.

To incydent z czerwca 2023 roku. Sprawa jest wyjaśniana. Tych okazji do zareagowania są dziesiątki. Czekają właśnie na ulicy. Przykłady z województwa kujawsko-pomorskiego można mnożyć.

Czapka z daszkiem

Mieszkaniec Bydgoszczy opowiada: - Wychodziłem ze sklepu, gdy natknąłem się też na wycieczkę dzieci, ale starszych; mogły chodzić do drugiej, może trzeciej klasy. Spacerowały parami, tylko chłopiec z tyłu szedł sam. Dwóch kolegów przed nim psociło mu się. Zatrzymywali się co chwilę, jakby blokowali drogę. Jeden zrzucił mu czapkę z daszkiem, a gdy ten schylił się, żeby ją podnieść, drugi kumpel dał mu klapsa. Nauczycielka musiała widzieć, bo szła za uczniami, ale nie odezwała się. Zwróciłem uwagę i chłopcom, i jej. Zrobiła się czerwona.

Mężczyzna kontynuuje: - Zapowiedziałem, że dyrekcji szkoły opowiem o postawie nauczycielki. Prosiła, żebym tego nie robił. Tłumaczyła, że jest w trakcie awansu zawodowego, a tego rodzaju skarga wpłynie negatywnie na jej przyszłość. Odpuściłem jej, gdy mały, ten od zrzuconej czapki, potwierdził, że wszystko z nim w porządku.

Na kolanach

Znowu Bydgoszcz: wybity ząb, guz na czole, posiniaczone ręce, nogi i plecy - to skutki działania grupki nastolatek, które zaatakowały inną dziewczynkę. Przez kilka godzin (i przez kilka kilometrów drogi) żeński gang małolat ją gnębił. Poszło ponoć o chłopaka. Było tak: w biały dzień 13-latka spotkała się z kolegą w galerii handlowej na pierwszej randce. Ze znajomymi pojechali do drugiego centrum handlowego. Nie mieli pojęcia, że ktoś ich śledzi. W tej drugiej galerii dziewczyna, której podobał się ten sam chłopak, rzuciła się razem z kumpelą na wspomnianą 13-latkę. Dołączyły kolejne agresorki. Napastniczki zaciągnęły ofiarę m.in. do lasku. Zmuszały ją, żeby klęczała i przepraszała. Potem rzucały w nią pieniędzmi i kazały tańczyć. Próbowały jej przypalić włosy. Wreszcie przypadkowy kierowca spłoszył agresywne dziewczyny.

Incydenty z udziałem dorosłych też widzimy. Jeszcze raz Bydgoszcz: była noc, gdy mieszkańcy okolicznych bloków wyszli na balkony i patrzyli, jak ludzie na dole się biją. Nikt nie zbiegł na dwór, żeby pomóc ofierze. Ofiarą okazała się kobieta. Poszkodowana sama zadzwoniła na policję. Zjawiła się policja, ale sprawcy zdążyli się ulotnić. Zdaniem świadków, napastników było pięciu. Nikt nie znał powodu ataku.

Rower z makulaturą

Pan w wieku 70 plus jechał rowerem. To było w pobliżu kościoła, na wsi pod Włocławkiem. Wiózł makulaturę na bagażniku. Po drodze do punktu skupu przejeżdżał koło młodego mężczyzny. Ten popchnął staruszka tak, że spadł z roweru i upadł na asfalt. Młodzieniec twierdził, że emeryt chciał go potrącić, więc próbował, jak to określił „ustawić dziadka na właściwy tor”. Starszemu panu spadły okulary, wypadła makulatura. Gdy zbierał gazety, młody mężczyzną mu je porozrzucał i spokojnie odszedł. Zanim się ulotnił, grono starszych ludzi wracało akurat po mszy do domów. Najprostsza droga prowadziła koło seniora i agresora. Starsi państwo woleli pójść przez trawnik, byle nie iść koło tamtych dwóch. Później usprawiedliwiali się na Facebooku: - Nie chcieliśmy starszemu człowiekowi podeptać makulatury.

Ranny pracownik

Właścicielka lokalu gastronomicznego znalazła na ulicy swojego pracownika. Był pobity. - Podbiegło ośmiu facetów, bez powodu przewróciło mnie i kopało po całym ciele - mówił poszkodowany. Nikt z przechodniów nie zareagował. Po chwili policja złapała dwóch pierwszych napastników. Ustalenie i odnalezienie pozostałej szóstki stanowiło kwestię czasu.

Niekiedy upływa sporo czasu, żeby sprawa wyszła na jaw. Wiosną bieżącego roku w internecie opublikowano nagranie z Torunia. Filmik przedstawia pięciu mężczyzn w kominiarkach, katujących chłopaka. Na końcu nagrania słychać, jak ów chłopak podaje swoje imię i nazwisko. Oprawcy kazali mu wyrzec się upodobań kibicowskich. Ustalono, że video pochodzi sprzed dwóch lat. Sprawcy pobicia prawdopodobnie poniosą konsekwencje. Sąd zdecyduje o ich losach.

Ofiary z okolicy

Na przypadki przemocy na ulicy, podwórku, w parku czy sklepie trzeba reagować nie tyle mięśniami (bić), co myślami (wezwać policję, a nie tylko przywoływać ją myślami). Raporty o przemocy dotyczą zazwyczaj tej domowej, w rodzinie. Niewiele istnieje analiz pogłębiających temat przemocy tzw. ulicznej. Według raportu Agencji Praw Podstawowych Unii Europejskiej, przemocy w szkole doświadczyło 18 procent osób, w pracy - 6 proc., w sklepie albo restauracji - 22 proc., a na ulicy, w parku lub w innym miejscu publicznym - 12.

Z danych Centrum Badania Opinii Społecznej wynika z kolei, iż 7 proc. ankietowanych padło ofiarą przemocy w najbliższej okolicy. Nieco rzadziej ankietowani zetknęli się z agresją w restauracji, kawiarni, na dyskotece, w środkach komunikacji, czyli pociągu, autobusie, tramwaju, taksówce (wszędzie po 5 proc.). - W sumie co czwarty badany zadeklarował, że padł ofiarą przemocy w którymś z tych miejsc. - Kobiety częściej deklarują, że były ofiarami przemocy w domu, a mężczyźni poza domem - przekonują autorzy raportu „Przemoc i konflikty w domu”.

Akcja, ale nie reakcja

Brak reagowania łączy się ze znieczulicą. Istnieje coś takiego, jak znieczulica społeczna. Nazywana jest chorobą XXI w. Dopada nas, gdy obojętnie patrzymy na krzywdy, których doświadcza człowiek obok. To krzywdy fizyczne i psychiczne: wtedy, gdy mężczyzna bije kobietę na ulicy, matka szarpie dziecko, nastolatek dokucza seniorowi albo grupka uczniów wyśmiewa się z rówieśnika, jeżdżącego na wózku inwalidzkim.

Udajemy, że nic nie widzimy i nie słyszymy, bo - najczęściej - tak nauczyli nas rodzice, a wzorce czerpiemy przecież z domu. Im więcej świadków zdarzenia, tym mniej prawdopodobne, że ktoś zareaguje. Pojawia się bowiem strach, no i błędne myślenie: „nie wnikam, niech inni interweniują” albo „nie będę się wtrącać, bo jeszcze mi się dostanie”.

Na Uniwersytecie Rzeszowskim badano kwestię znieczulicy społecznej. Okazało się, że według blisko 70 proc. respondentów ona jest powszechna. Wartości tracą znaczenie, bo liczy się mieć, a nie być. - Wystarczy spojrzeć na filmy Barei - komentował Dr Hubert Sommer, socjolog i psycholog społeczny z tej uczelni. - Pokazywał, że nawet w szarej komunistycznej beznadziei ludzie potrafili się ze sobą solidaryzować i okazywać życzliwość. Tak rzeczywiście było. Teraz mamy z tym do czynienia zdecydowanie rzadziej. Więzi społeczne zanikają.

Zła matka

Więzi zanikają, ponieważ wpatrzeni jesteśmy w telefony. Czasami jeszcze oglądamy telewizję. A propos telewizji: telewizja śniadaniowa przeprowadziła w czerwcu eksperyment. Jego celem było sprawdzenie, czy reagujemy na przemoc psychiczną wobec dzieci. Aktorka wcieliła się w rolę nerwowej matki bliźniaczek.

- Ciągle stwarzasz problemy. Nie możesz być jak inne dzieci? Mam dosyć, rozumiesz? Zostawiam cię tutaj - krzyczała udawana mama na jedną córkę. Przez dwie godziny (tak długo trwało nagranie) 13 kobiet i ośmiu mężczyzn zwróciło uwagę krzykaczce, a 216 osób przeszło obok. Ci, którzy zareagowali, krytykowali kobietę. Pytali, czy nie wstyd jej, czy chciałaby być traktowana tak, jak traktuje dziecko.

Wisła zabrała ludzi

Niekiedy strach tak paraliżuje, że prowadzi do śmierci. Niektórzy mieszkańcy Krakowa do dzisiaj pamiętają tragedię z 2000 roku. Wydarzyła się w Wiśle. 38-latka, jej dwie nastoletnie córki i dwie koleżanki córek wybrały się nad rzekę. Potem jedna, akurat 12-letnia Ewa, opowiadała: - Szłyśmy po kolana w wodzie, obok wyspy. Nagle Sylwia potknęła się, a piasek osunął się jej spod nóg. Chwyciłyśmy ją, żeby ratować. Wpadłyśmy do dziury, wciągał nas wir. Wyciągnęłam rękę, żeby ktoś mnie złapał. Więcej nie pamiętam, straciłam przytomność.

Ktoś Ewę złapał za rękę. To był mężczyzna, który wskoczył do wody. Dorosłej kobiety i pozostałych trzech dziewczynek nikt nie starał się uratować. Inni tylko się gapili.

Czasami dramat przeplata się z horrorem i wówczas też widać znieczulicę. W październikowy piątkowy wieczór sceny, niczym z filmu, działy się w centrum Bydgoszczy. - Grupa młodych facetów z maczetami i siekierami goniła 26-latka. Chciał uciec, wbiegł do rzeki. Wielu ludzi obserwowało akcję. To zeszli się ci, którzy chwilę przedtem bawili się w lokalach. Nagrywali filmiki. Mężczyzna utonął.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska