Czy na mundialowym firmamencie pojawiły się już pierwsze gwiazdy tego turnieju? Gwiazdy, od razu świecące pełnym blaskiem? Jeszcze nie. Trudno bowiem na podstawie dopiero jednego czy góra dwóch spotkań ferować opinie. Przecież Ronaldinho, który na niemieckich stadionach olśnić miał po raz kolejny swoim piłkarskim geniuszem, ani w połowie nie prezentuje się tak, jak wiosną. Czy Francuz Henry... W meczu ze Szwajcarią - przygaszony, jakby trawiący jeszcze niepowodzenie w niedawnym finale Ligi Mistrzów. Także nie Totti, bożyszcze Italii. Dla niego wykurowanie się niemal przed samym mundialem już było olbrzymim sukcesem. Pewnie też nie Szewczenko, okrzyczany transferowym rekordzistą obecnego lata. Rozbrat z piłką z powodu kontuzji nie przywrócił mu dotąd optymalnej dyspozycji.
Turniej finałowy mistrzostw świata, poza grą o określoną stawką, to jeden wielki casting. Przede wszystkim dla graczy klasy średniej. Ale ponadprzeciętna gra w Niemczech, wzbudzająca zainteresowanie menedżerów czy właścicieli, szybko może zapewnić im występy w klubach z najwyższej półki, prestiż i świetne apanaże. Skoro zatem trudno z tej piłkarskiej konstelacji wyłowić już gwiazdy, to może pojawiały się przynajmniej gwiazdeczki? I tu znów mam problem, bo zawodnicy, którzy zdążyli zainteresować mnie swoją grą - nie są wcale futbolowymi anonimami. Nie zarabiają najwięcej, nie goszczą regularnie na okładkach kolorowych magazynów, nie "koszą" dodatkowych tantiemów za udział w rozlicznych reklamach. Ale są już graczami, których kunszt i umiejętności odbierać należy z olbrzymim szacunkiem.
Do rzeczy zatem sympatycy mundialowego szaleństwa. Oczywistym jest, że własne gwiazdeczki wybierałem pod kątem przydatności w danej formacji i na określonej pozycji. I wyszukiwałem, przede wszystkim, piłkarzy o nastawieniu ofensywnym. Mimo wszystko na tych mistrzostwach za dużo jest bowiem gry podporządkowanej defensywie. Na pozycji - bramka - występuje pewnego rodzaju paradoks. Zaimponowali głównie bramkarze, którzy niechybnie za chwilę pożegnają się z mundialem. Mianowicie: Paragwajczyk Bobadilla, człek już niemłody (ale bramkarz jest, jak wino), odważny, sprawny niczym sprężyna. Rozegrać zdołał dwa znakomite mecze, obronił ponad 20 strzałów. W linii obrony typy mam następujące (od prawej): Argentyńczyk Burdisso, którego znamy z włoskiej Serii A, bo gra na co dzień w Interze. Para środkowych to: Anglik Terry i Meksykanin Marquez - obaj wspaniale grający w powietrzu, z lubością podążający pod bramkę przeciwnika. A po lewej stronie, oczywiście, Lahm. Filigranowy Niemiec wkrótce ma szansę przejąć sukcesję po Francuzie Lizarazu; gra w podobny sposób. Napsuł krwi naszym piłkarzonm. Już upomniała się o niego Chelsea (15 mln funtow). W "swojej" drużynie widzę tylko jednego defensywnego pomocnika i wcale nie , tzw. wymiatacza przedpola. Najlepiej w tej roli czuje się Essien z Ghany, który w swoim zespole prezentuje także cechy prawdziwego przywódcy. Środkowa linia, to wyłącznie zawodnicy grający do przodu, szybcy i lubujący się w dryblingach, potrafiący sfinalizować akcję golem. Zatem: Argentyńczyk Rodriguez i jego rodak Riquelme oraz Holender Robben. Taka drużyna musi mieć przysłowiowego jokera, piłkarza wszędobylskiego, ganiającego wszerz i wzdłuż. Wybieram Portugalczyka Figo. No i pora na króla pola karnego. Pozostaję, jak na razie pod urokiem duetu Hiszpanów: Torresa, ale i kompan z drużyny Villa także musi się podobać.
Futbol jest jednak nieprzewidywalny, a mundial - wyczerpujący. Zapewne więc, jak turniej osiągnie półmetek, ta jedenastka, plus jeden, przejdzie drobną, a może poważniejszą kosmetykę.